Często w rozmowach o jedzeniu słyszę, ale ja nie mam czasu.
Nie mam czasu, żeby gotować, szybciej jest kupić gotowe, podgrzać
i zjeść.
Kiedyś patrzyłam z podziwem na parę w supermarkecie, która pchając
wózek z dzieckiem szła wzdłuż półek z zupkami chińskimi i innymi
gotowymi specjałami w torebkach i zapełniała koszyk czymś co uznaję
za jedzenie tylko w sytuacjach ekstremalnych nie ma innego jedzenia,
a zjeść człowiek musi.
Miałam ciocię która siebie i męża karmiła zupami w proszku.
Zmarła na cukrzycę, wujek pewnie też by zmarł na cukrzycę niestety
palił papierosy, więc załapał się na raka płuc.
Lubimy ze Wspaniałym oglądać program "Jak to jest zrobione?"
Często pokazują jak przemysłowo produkuje się jedzenie.
Zawsze odczuwam jakiś dyskomfort, kiedy oglądam jak jadą
na taśmie produkcyjnej szeregi panierowanych kotlecików,
szeregi ciasteczek, jakieś kluski.
Fajnie to wygląda, ale to jedzenie wydaje mi się odhumanizowane.
Kiedy wychodziłam za mąż nie umiałam gotować, jak każdy młody
człowiek musiałam wszystko mieć na szybko i na już.
Pierwszy poważny zakup kuchenny to był szybkowar, nawet ugotowałam
w nim parę razy, ale ja strachliwa jestem i ten gwizdek który buchał
parą i gwizdał jak najęty + moja kasandryczna wyobraźnia spowodowała
że szybkowar szybko poszedł w odstawkę.
Potem przyszła pora na mikrofalówkę.
Wszyscy dookoła mieli chwalili, zakupiliśmy.
Po kilku próbach, mikrofalówka służyła nam tylko do podgrzewania
kiełbasy i w końcu została oddana.
Wydawało mi się nienaturalne, że przygotowanie jedzenia może
trwać trzy minuty.
Piekarnik mam z termoobiegiem, ale nie używam bo mięso wysuszone,
a ciasto nie ma szans spokojnie wyrosnąć i powoli się upiec.
Jak każdy mam dni, że lubię postać w kuchni i mam dni, że mi się nie chce.
Na dni "nie chcenia" wypracowałam sobie kilka szybkich przepisów
obiadowych.
Sama o sobie mówię, że jestem mistrzem szybkich obiadów, ale mój najszybszy
obiad z "nie gotowca" zajmuje mi tak 45 minut.
Ugotowanie dobrego rosołu zajmuje 2-3 godziny, ale to nie ja gotuje to się
gotuje samo, a raczej pyrka na gazie, czy prądzie.
Dobrze upieczone mięso, piecze się w zależności od ilości 2 - 3 godziny,
ale to nie ja piekę to piecze piekarnik.
Ktoś powie kosztowne, a czy lekarz i leki nie kosztują?
Nie dziwaczę w kuchni, lubię potrawy w których nie miesza się zbyt wiele
składników.
Na co dzień jemy to co daje natura w naszej szerokości geograficznej.
Zimą jemy dużo buraków, selera, cebuli, pory, kapusty kiszonej, ogórków kiszonych, kasz.
Latem pomidory, ogórki, sałata, kalafiory dużo zieleniny żeby się najeść na całą zimę.
Całą zimę czekam na polne pomidory, bo te szklarniowe to produkt "pomidoropodobny".
Nie jest dla mnie naturalne jedzenie zimą rzodkiewki, sałaty, kalafiora tzw. nowalijek.
W dzisiejszym świecie mamy mnóstwo różnych urządzeń, które mają ułatwiać
i przyspieszać codzienne czynności, także gotowanie, a czasu jakby coraz mniej.
Wydaje mi się, że cierpliwość kuchenną nabywa się z wiekiem, a może to wprawa
w gotowaniu?
Mam nadzieję, że nie powielimy wzorców państw wysoko rozwiniętych
gdzie wrzucenie do piekarnika gotowych panierowanych kotlecików i
mrożonych frytek, polanie wszystkiego keczupem, jest nazywane gotowaniem obiadu.
To nie jest tak, że od czasu do czasu nie zjem na mieście, albo nie kupię
gotowizny.
Tylko kiedy cały dzień odbija mi się po jedzeniu na mieście stwierdzam po raz
któryś, że wolę sama ugotować, bo wtedy wiem co jem.