niedziela, 31 stycznia 2016

Cicho teraz ja mówię....

News ostatnich dni to opinia Krystyny Jandy, że posłanką PiS Pawłowicz,
rządzi i miota ostra faza klimakterium.
Pani Janda twierdzi, że wie o czym mówi bo sama to przechodzi
i są na to plastry.
Na tą wypowiedź pani Jandy zareagowała pani Paulina Młynarska
i powiedziała, że rzucanie w twarz przez kobietę innej kobiecie jej
klimakterium jest seksistowskie i nie na miejscu.
Nosz, jak kobiety się pięknie kłócą i w sumie jak nie na temat.
Kiedy oglądałam jak pani Pawłowicz po raz któryś mówi
do posłów "cicho teraz ja mówię" jakoś nie pomyślałam o klimakterium,
tylko o arogancji i złym wychowaniu.
Hormony kobiece to taki wdzięczny temat, ale raczej dla facetów.
Każdą reakcje kobiety można zwalić na hormony, kiedy robią
to mężczyźni to jakoś tradycji staje się zadość, ale jeśli robi to kobieta?
A gdzie solidarność płci.
Może lepiej czepić się prezesa i jego poczynań pod wpływem andropauzy, jaką
ten na pewno przechodzi i biedny nie wie co zrobić bo o ile wiem
plastrów na męską andropauzę nie ma.
Właśnie sobie uświadomiłam, że  Polską rządzą  hormony.....
klimakterium z andropauzą.
O kurczaczek... to andropauza wytypowała do sejmu klimakterium
i wszystko staje się jasne, mamy winnego to hormony.

                     


                     
Do czego to doszło ja prawie ujmuję się za posłanką Pawłowicz?????
Nie, nie tego co i jak robi nie akceptuję.
Wydaje mi się jednak, że hormony to najmniejszy problem tej pani,
on siedzi raczej w głowie i charakterze,..

           

środa, 27 stycznia 2016

Wyrzuceni poza nawias...


Czytam kolejny tom książki "Metro 2034"  autor Dmitry Glukhovsky.
Mieszkańcy Moskwy po wojnie atomowej zostają zamknięci w podziemiach
metra.
Pomysł oczywisty, ale autor ma dar tworzenia atmosfery.
To bardzo rosyjska książka.
Jak czytam, to widzę i czuję, zastanawiam się jak ludzie mogliby sobie
poradzić w warunkach, kiedy brakuje wszystkiego.
Kiedy kończy się cywilizacja?
Kiedy kończy się człowieczeństwo?
Czy wtedy kiedy zabraknie energii?
Czy wtedy kiedy zabraknie wody?
Ludzie się nie poddają, toczą walkę z nowymi formami życia, próbują
zachować człowieczeństwo, kiedy znika nadzieja wprost, tworzą legendy
o ocalałych enklawach w których trwa cywilizacja.
Poszczególne stacje stają się namiastkami państw, maja swoich obrońców,
rządy.
Są stacje bogate, ale są też stacje wyrzutków, biedaków, którzy walczą
o przeżycie na obrzeżach cywilizacji "Metra".

Niby nic odkrywczego, ale pod oknem kuchennym mojej mamy
jest śmietnik niczyi, taki domek z cegły z dachem w którym balują,
sypiają, po prostu żyją bezdomni.
Żyją trochę jak ci ludzie z powieści.
Mają jakiś dostęp do zdobyczy cywilizacji, ale utrudniony przy najmniej
z ich punktu widzenia.
Żeby się wykąpać trzeba być trzeźwym, a to w przypadku niektórych
z nich a wykonalne.
Na siłę nikt nie może ich zabrać do schroniska, nikt nie może ich na siłę
wykąpać, w zasadzie "czysta cywilizacja" jest bezradna.
Ci bezdomni żyją tak jak ludzie po apokalipsie, z dnia na dzień.

Żeby się bronić "czysta cywilizacja" napisała w regulaminie przewozu
środkami komunikacji dla miasta Warszawy:

"(...) Osoby zagrażające bezpieczeństwu, porządkowi lub wywołujące
  odczucie odrazy otoczenia mogą być usunięte przez obsługę pojazdu (...)".
         
W komentarzach usłyszałam, że chodzi przede wszystkim o bezdomnych,
którzy szczególnie zimą grzeją się jeżdżąc komunikacją
miejską, a fiołkami nie pachną.
Pisać o tych ludziach, że budzą odrazę to za dużo, bezdomnych to pewnie
nie obchodzi.
Co zrobić z bezdomnym budzącym "odrazę"? Wykąpać na siłę nie można,
ale wyrzucić z tramwaju na mróz można.

Wspaniały twierdzi, że zapis w regulaminie musi być, chociaż jest mocno
nieprecyzyjny i "budzący odrazę".
Jednak wg Wspaniałego w społeczeństwie istnieje niepisane
prawo o możliwości "przekraczania miękkich granic".
Można człowieka "budzącego  odrazę" czyli zwyczajnie śmierdzącego
wyrzucić na mróz, można przesunąć do tyłu, można matce przewijającej
śmierdzące kupą dziecko zwrócić uwagę, można wezwać policję.

Nie wiem zakręciłam się, ale bezdomny śmierdzący nie budzi mojej
odrazy, prędzej litość bez nadziei na udzielenie pomocy bo jak pomóc
człowiekowi wbrew jemu samemu?

               

sobota, 23 stycznia 2016

No i pogadali sobie...


Wspaniały wychodzi z domu, ja gdzie idziesz?
- A idę w cholerę.
Ja, ale wrócisz?
- Nie wiem.
Ja, i co na naleśniki nie wrócisz?
- Aaaa chyba, że na naleśniki.

Zakłada czapkę, ja chyba trochę za ciasna, mózg ci urósł, mądrzejesz.
- A skąd wiesz, że mózg? Może to czacha robi się coraz twardsza,
  żeby zniosła więcej ciosów od życia.

- Ja, nie jesteś romantyczny.
Wspaniały nie jestem. Nie jestem i już.
Na drugi dzień dostaję przepiękny kabelek, świecący
na czerwono z czerwonym serduszkiem.
Czyżby jednak....."Dobra zmiana?"

                 

czwartek, 21 stycznia 2016

Jest żart i żarcik nie na miejscu....

Na "Dzień Dobry" się wkurzyłam.
Nosz żartować też trzeba umieć.
Bardzo lubię kiedy dziennikarz posiada coś takiego
co nazywam "łatwością riposty"
To taki swoisty dar który bardzo lubię u ludzi taka swoista
gra w skojarzenia, a potem trafna puenta.
Siedzę pije swoją gorącą poranna wodę (tak kawy rano nie pijam,
pijam gorącą wodę) i słucham, że za chwilę powiedzą mi
i pokażą przeciwko czemu protestuje Pamela Anderson.
To ta pani ratowniczka ze "Słonecznego Patrolu".
Pan dziennikarz ha, ha, może protestuje przeciwko słonecznemu
patrolowi.
Okazuje się, że Pamela może aktorką wybitną nie jest, ale przyjechała
do Francji zaprotestować przeciwko tuczeniu gęsi i kaczek w celu
uzyskania stłuszczonej wątroby z której robi się słynny "foie gras".
We Francji produkcja foie gras należny do "chronionego dziedzictwa
kulturowego i gastronomicznego kraju".
Pan dziennikarz spuentował protest Pani Pameli, z dwuznacznym
uśmiechem słowami "To ja już nie będę jadł foie gras".
To może by było i śmieszne, ale mnie wkurzyło, bo kiedyś tam
oglądałam jak wygląda tradycyjny tucz gęsi na stłuszczone wątroby.
Straszne.
Wiem, wiem próbuje się to robić bardziej humanitarnie i ekologicznie,
ale nadal z tradycyjnie tuczonych gęsi wg smakoszy foie gras jest
najlepsze.
Wiem, wiem zwierzęta generalnie mają przekichane i kury hodowane
w klatkach i świnie i cielaki i wszystko co człowiek hoduje, żeby zjeść,
ale jeżeli ktoś, nawet jeśli jest to "Seksbomba Pamela Anderson" próbuje
zwrócić uwagę na cierpienie istoty żywej to należy jej się uznanie
i szacunek.
Mam większy szacunek do lekceważonej ratowniczki ze "Słonecznego
Patrolu" niż do pana Gordona Ramsaya z "kuchennych Koszmarów",
który twierdzi, że pasztet z ekologicznie tuczonych gęsi nie jest tak
dobry jak ten robiony z tradycyjnie tuczonego drobiu.


Ja jak stara indianka za każdym razem kiedy jem mięso to dziękuję
zwierzakowi, że poniósł śmierć dla mnie.

                    




środa, 20 stycznia 2016

Mężczyźni wieczni chłopcy...

Mój średni potomek twierdzi, że mężczyzna jest długo,
długo chłopcem, potem może być, albo dalej chłopcem,
albo "starym pierdołą" - mocne, ale coś w tym jest.
Większość mężczyzn, których ja znam to wieczni chłopcy.
I żeby nie było, bycie chłopcem wcale nie znaczy, że
nie są odpowiedzialni, poważni kiedy trzeba, pracowici
i generalnie dorośli.

Wspaniały od kilkunastu lat chodzi systematycznie na piłkę.
To znaczy gra z kolegami w kosza i trochę w siatkówkę.
Podziwiam jego i jego kolegów, że im się chce.
Raz w tygodniu facet w bardziej średnim wieku idzie
walczyć na parkiecie.
Dzielą się na dwa zespoły i grają.
Jak wraca pytam kto wygrał?
Oczywiście w większości przypadków jego zespół wygrywa.
Grają ostro, zdarzają się kontuzje, powybijane palce,
skręcona kostka były nawet jakieś złamane żebra.
Ostatnio Wspaniały wraca, na moje pytanie, kto wygrał
mówi, że oczywiście my, ale wiesz oni (czyli zespół przeciwny)
tak się pokłócili.
Ja o punkty? Bo już bywało, że rachunki im się nie zgadzały,
i do bitki mało brakowało.
                    

Nie tym razem pokłócili się o strategię gry, że ktoś tam
nie podaje, ktoś nie gra taktycznie, nie grają szeroko itd.
Prawdopodobnie kłótnia była na poważnie.
Wszystko dlatego, że tamci najpierw wygrywali,
a potem zaczęli przegrywać więc się zaczęli kłócić.
Po kłótni morale jeszcze bardziej spadło i tamci przegrali.
Wspaniały podsumował, wiesz przecież my i tak nie umiemy grać...
Rozbawiło mnie to do łez, widok panów w wieku dobrze
średnim kłócących się na poważnie o taktykę amatorskiej gry
w koszykówkę.

Zaproponowałam, żeby mnie zatrudnili jako trenera,
ja też nie umiem grać w kosza więc poziom zostanie
utrzymany.

Nie zmienia to faktu, że podziwiam i popieram, niech grają
na zdrowie.

Ponieważ tak chwalę męską płeć, Wszechmogący ustalił, że moje
następne wnuczę prawdopodobnie jest chłopcem.
Niech policzę Wspaniały + trzech synów + dwóch wnuków = 6 chłopców
mojego życia.
"No i fajnie".

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Drzewo w domu? To napewno dla kota....

                     

Rozbawiło mnie to zdjęcie.
Przypomniało mi się jak każdego roku, koty były
niezmiennie zdziwione, że człowiek przynosi
do domu drzewo i nie pozwala kotu z niego korzystać.
To nie służy do ostrzenia pazurów, to nie wolno
oznaczyć, wdrapać się nie wolno, ooo bombeczka dlaczego
kotu nic nie wolno?
To po co to? Dlaczego?
Po dwudziestu latach ubierania choinki trochę
pod kocie potrzeby w tym roku po raz pierwszy
moja choinka nie musiała się opierać kociemu zainteresowaniu.
Mogłam ubrać jak chciałam, pod choinką leżał
dywanik i nikt nie potraktował go jak kociej toalety.
W końcu pod drzewkiem na podwórzu załatwia się
kocie sprawy i nikt nie ma do kota pretensji, to jak
w domu pojawia się choinka to dlaczego kot nie może....
Nikt nie próbował wejść na szczyt.
Nikt nie kładł się pod choinką, a potem obsypany
igłami nie wędrował niosąc na futrze kłujące igły na kanapę.
A kiedy człowiek w panice łapał kota, żeby otrzepać,
kot zwinnie się wyrywał i wpadał pod choinkę z impetem
i jeszcze więcej igieł wędrowało po  pokojach wraz z
uciekającym sierściuchem..
Rozbieram choinkę patrzę na zbitą częściowo
bombkę.

                 

To "Idol" rybka z filmu "Gdzie jest Nemo?", ulubiony
bohater, najmłodszego potomka z czasów dziecinnych.
Nasza kotka Misia skoczyła na choinkę i "Idol"
stracił część ogona.

Drzewo w domu? To na pewno dla kota.
Jedna choinka i trzy koty działo się....

czwartek, 14 stycznia 2016

Mina, minie nie równa, ale wymowna....

Ten kto dał człowiekowi samoświadomość i wolną wolę,
był na tyle mądry, żeby dać człowiekowi "intymność myśli."
Świadczy to o wielkiej mądrości siły stwórczej,
czy jak chcą niektórzy Boga, czy jak mówią inni Matki Natury,
albo wszelkiej innej siły która stworzyła człowieka.
W filmach SC-FI pokazuje się ludzi którzy umieją czytać
w myślach innych ludzi.
Przeważnie wariują i marzą o tym, żeby stracić ten wątpliwy dar.
To, że nikt nie odczyta naszych myśli ułatwia funkcjonowanie
w społeczeństwie, mamy swój osobisty wentyl bezpieczeństwa.
Możemy nawet o kimś bliskim pomyśleć nieelegancko, dać
ujście własnej frustracji, potem przemyśleć wkurzenie
i na spokojnie przejść do wyjaśniania sobie nieporozumień.
Gorzej jeśli nie umiemy zapanować nad wyrazem twarzy,
tak jak ja to mam.
Pamiętam jak siedzę na pisemnym kolokwium, gdzie mam
odpowiedzieć na pytanie sformułowane przez naszego wykładowcę
"co jest napisanie na stronie 24 mojej książki?".
Nie ściemniam tak brzmiało pytanie i nagle słyszę jak pan "tfu"
profesor pyta "pani Friganko czy pani się coś nie podoba?".
Skubany odczytał moje nieparlamentarne myśli o jego osobie.
Pan profesor słynął z różnych ekscesów, wyrzucał indeks przez
okno i jeśli student w określonym czasie mierzonym stoperem
zdążył przynieść go z powrotem to zaliczał przedmiot.
Albo nagrywał egzamin na magnetofon, żeby udowodnić głupotę
studenta, który nie wiedział co było napisane na 94 stronie jedynej
napisanej przez "tfu" profesora książki.
Na egzaminie z jadowitym uśmiechem mówi,  "pani Friganko
tróje pani ma, ale pani zasługuje na czwórkę proszę przyjść
w następnym terminie."
W następnym terminie stawia dwóje i zostaje sesja poprawkowa.
Moja nie umiejętność panowania nad twarzą nie raz przysparzała
mi kłopotów.
Z wiekiem nauczyłam się panować nad twarzą i nawet jak ktoś
mocno mnie zdumiewa, potrafię w myślach i tylko dla siebie
wyładować frustrację, a twarz zachować kamienną.
Naukowcy kombinują jak się dobrać do myśli człowieka.
Bada się chorych w śpiączce, czy ich mózg reaguje pobudzeniem
w momencie kiedy opowiada się o rzeczach które interesowały
ich, kiedy byli świadomi.
Są jakieś próby, przekazywania pojedynczych słów przy pomocy
komputera, który przetwarza  impulsy z mózgu człowieka powtarzającego
w myślach słowo do mózgu innego człowieka, podobno udane, a może
to ściema?
Fizycy skłaniają się do tego, że mózg to komputer kwantowy.
Jak komputer to pewnie można się do niego włamać.
Już teraz mamy namiastkę odczytywania naszych intencji przez
brata Google.
Wkurza mnie kiedy czegoś szukam w internecie, a za chwilę atakują
mnie reklamy w temacie moich poszukiwań.
Permanentna inwigilacja.
Jak by nie było kiedyś,  bariera "ukrytych myśli" runie.
Jak ludzie wśród ludzi, będą żyć, kiedy nie będą mogli ukryć
swoich myśli ?

Od kilku dni toczymy ze Wspaniałym dyskusję na ten temat:
Mózg jako komputer kwantowy

Niesamowity wywiad Diane Gabory z 2001r. ze Stuartem Hameroffem.
Jak ujednolicimy nasza "teorię świadomości" nie omieszkam
ogłosić jej publicznie.

wtorek, 12 stycznia 2016

W-F......

Kolejny minister sportu i turystyki zauważył, że rośnie nam pokolenie
"smartfonów i sportowców przy konsoli".
Pan minister sportu podpiera swoja tezę wynikami badań jakie przeprowadziło
AWF w Warszawie i na podstawie tego, że siedmioletni chłopiec w 1979 roku
skakał w dal 129 cm, a w 2009 tylko 109cm wysnuwa wniosek , że jest źle
Temat lekcji W-F to mój konik od lat .
Dlaczego tak się dzieje, że jest coraz gorzej z aktywnością fizyczną wśród
dzieciaków?
Pamiętam, że w czasach mojej młodości też narzekano, że młodzież mało
wysportowana, ten problem ciągnie się od lat.
Mam swoją teorię na ten temat.
Złe podejście do kształcenia nauczycieli W-f i tego czym ma być lekcja
wychowania fizycznego.
Czy to ma być szukanie rekordzistów, czy wpajanie dzieciakom
przekonania, że ruch jest w życiu niezbędny dla zdrowia i samopoczucia.
Nauczyciele wychowania fizycznego skutecznie potrafią zabić
w młodym człowieku ochotę na sport.
Mówię z własnego doświadczenia i trzykrotnego doświadczania kontaktów
z nauczycielami "wuefmenami" moich chłopaków.

Przykład z życia.
Przychodzi najmłodszy potomek z lekcji z kolejna dwóją za rzut do kosza.
Frigankę szlaczek trafia pędzi na nerwie do szkoły.
Łapie nauczyciela i pyta.
- Dlaczego i za co?
Pan nauczyciel odpowiada.
- Bo nie trafia.
Friganka pyta.
- A czy pan wie jaka wadę wzroku ma najmłodszy?.
Pan.
- Nie wiem.
Friganka.
- Najmłodszy ma zeza, ponieważ na lekcji nie może nosić okularów
do kosza nie trafi. Pytam wiec pana, czy mam mu załatwić zwolnienie
z W-F, chociaż najmłodszy sport uwielbiał i starał się jak umiał.

Nosz, nauczyciel nie zadał sobie najmniejszego trudu, żeby popatrzeć
na dzieciaki i dostosować zajęcia do ich możliwości.

Moje chłopaki sprawni fizycznie byli w okolicach średniej, ale zapał
do sportu mieli, kiedy jednak kolejny raz lądowali na ławce w charakterze
publiczności, bo do gry byli wybierani najlepsi, widziałam jak pióra opadały
i narastało w nich zniechęcenie.
Z reguły pan od "wuefu" hołubił tych najlepszych, ci mniej zdolni fizycznie
byli olewani.
Lekcje wychowania fizycznego powinny być lekcjami zdrowego stylu życia.
Wyrabiać nawyk ruszania się, a nie bicia rekordów.
Co za różnica jak daleko skoczy, jak wysoko podskoczy, po prostu
ma polubić skakać.

Kilka spostrzeżeń:
1/ Ocena z w-F powinna być zlikwidowana, chodzi na lekcję, nosi majtki
    i koszulkę, ćwiczy, angażuje się zalicza.
2/ Więcej powinno być gier zespołowych to one uczą współpracy i zaangażowania.
     Drużyny powinien wyznaczać nauczyciel, a nie jak to bywa dobierają
     sobie zawodników wyznaczeni kapitanowie zespołów.
3/ Grają wszyscy uczniowie, nie tylko ci  najlepsi, a ci gorsi robią za publiczność.
4/ Proces kształcenia nauczycieli W-F powinien obejmować podstawy
     psychologii z zakresu prawidłowego motywowania dzieci.
5/ Wszelki wyczyn i rywalizacja sportowa  powinna odbywać się na zajęciach
     pozalekcyjnych, dawny SKS (Szkolne Koło Sportowe).

Na tej lekcji młody człowiek powinien się dowiedzieć i nauczyć jak po amatorsku
na miarę swoich możliwości uprawiać ruch, nie sport wyczynowy.

Mam obawy, że pan Witold Bańka jako były sportowiec wyczynowy dalej
będzie stawiał na wyczyn i ocenianie dzieciaków na podstawie tzw. osiągów.
I jeszcze jedno zmienić nazwę z W-f (wychowanie fizyczne) na K-F (kulturę fizyczną).


                 I jeszcze jako podsumowanie, uwaga z uczniowskiego dzienniczka:
                                 "Nie uważa i biega na lekcjach WF-u".

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Czy to jakiś żart? Oby...

               David Bowie nie żyje.
W piątek wydał płytę, a dzisiaj ta wiadomość.....
Świat popędzi dalej, bo dlaczego miałby się zatrzymać.

"Zwykły człowiek i ten bardziej niezwykły to tylko pyłek,
 wiaterek, zefirek, leciutki puszek, przeleci, minie....".

                              
  

sobota, 9 stycznia 2016

Żyj i daj żyć innym....

Na osiedlu w Białystoku ktoś rozkłada pułapki na psy.
Są to kawałki  mięsa naszpikowane igłami.
Jeden pies walczy o życie.
Przypomniała mi się historia mojego kota Boruty.
To był kot nad koty, obdarzony mądrością, taktem i elegancją.
Nikt go nie chciał bo był cały diablo czarny, wziął go Wspaniały.
On też, nadał mu imię i nauczył podawać łapę, prawą i lewą.
Mieszkamy na osiedlu domków szeregowych, znamy sąsiadów
bardzo dobrze.
Boruta był kotem wychodzącym, razem z późniejszym kumplem
Czarkiem buszowali po ogrodzie i zdarzało im się zapuszczać
do ogrodów sąsiadów.
Wszyscy ich znali, często jak brałam Borutę na ręce to pachniał
perfumami lub jakąś wędzoną rybką, to znaczy, że chodził
po sąsiedzku na głaski.
Stał się bohaterem osiedla, kiedy w letni dzień wlókł przez ogródki
do domu ogromnego szczura, sąsiedzi mu klaskali.
Po przeciwnej stronie ulicy wybudowali domy, wprowadzili się
nowi ludzie.
Wprowadziła się też pani, żona marynarza, czyli pani marynarzowa.
Czysta do bólu, omiatała płot piórkami, syn zdejmował buty przed
furtką, żeby wejść do domu.
Ja zawsze daję szansę ludziom, więc z nową panią sąsiadką
też rozmawiałam, traktując jej zamiłowanie do czystości jako
nieszkodliwego hysia.
Pani był pokopana przez los bo zmarła jej córka, ale miała jeszcze syna.
Opowiadała dużo i chętnie ja słuchałam.
Pewnego dnia mój Boruta okulał, patrzę łapa spuchnięta,
weterynarz, jakoś sobie poradziliśmy.
Myślałam, że gdzieś wlazł i się skaleczył.
Za jakiś czas rozmawiam z panią marynarzową, a ona mi
opowiada, że przychodził do niej taki okropny czarny kot,
i kopał pod jej drzewkiem, więc ona z mężem nawbijała
gwoździ, żeby ten wstrętny kot już więcej nie kopał.
Krew jasna mnie zalała bo pani wiedziała, że to mój kot.
Powiedziałam, że kot po sobie g... zakopie, a człowiek nie zawsze.
Ja wiem i bije się w piersi, nie każdy lubi, żeby obcy kot
łaził po jego ogródku, ale ptaszki też latają i brudzą, chodzą jeże,
biegają wiewiórki, to co ten kot przeszkadza.
A jeśli już to wystarczyło powiedzieć, po co krzywdzić zwierzaka?
Kiedyś do mojego ogródka przyszedł żółw, biegałam po sąsiadach
żeby znaleźć właściciela i znalazłam.
Też się wkurzam jak sprzątam z chodnika kolejną psią kupę.
Wściekam się na właściciela, ale nie krzywdzę psa.
Pani marynarzowej już nie ma odeszła do lepszego świata.
Mój Boruta też odszedł za tęczowy most.
Dopadła mnie refleksja, czy warto było tak sprzątać, i sprzątać,
zamiast się pochylić i pogłaskać okropnego czarnego kota.

                


czwartek, 7 stycznia 2016

Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie cz.3

Dzisiaj temat rzeka, bóle kręgosłupa.
Ból kręgosłupa towarzyszy mi w zasadzie od wczesnej
młodości.
Kiedy człowiek jest młody nie myśli o tym, że czas leci
i warto by było szanować kręgosłup.
Dźwiga się, nosi, przenosi, nikt w szkole nie uczy jak podnosić
ciężary.
Siedzieć to jeszcze uczą "siedź prosto" to hasło często używane
przez nauczycieli przynajmniej w moich szkolnych latach,
ale żeby ciężar podnosić z nóg czyli z przysiadu, a nie z krzyża
to nikt mnie nie uczył.
I tak po trzech potomkach, tonach przniesionych ciężarów,
złego siedzenia, potężnego klapnięcia z drabiny i już sama
nie wiem dlaczego boli, koli, więc szukam ulgi.
Oczywiście wiadomo trzeba iść do lekarza, zalecam każdemu.
Prześwietlić łykać przeciwbólowe, przeciwzapalne, smarować,
ćwiczyć itd.
Przerobiłam wszystko z lepszym lub gorszym skutkiem.
Ja tak mam, że kombinuję.
Najpierw zmieniłam poduszkę na ergonomiczną.

                      


Zainwestowałam w tą z gąbki memory (można upolować w jysku
po przecenie za 50 PLN).
Ulga na kręgosłupie szyjnym zauważalna.
Przeczytałam, że kręgosłup nie boli bolą mięśnie i uciskane nerwy.
Znajomi polecają masaż.
Masaż kosztuje i jakoś mam opór przed obcym dotykiem,
więc wymyśliłam sobie, że kupię sobie poduszkę do masażu shiatsu,
(można kupić poniżej 100PLN).

                           
  

Efekt masażu taki sobie, nie ma to jak "ręka ludzka", ale przynajmniej
nie trzeba się prosić, włączasz i bez gadania masuje.
Spodobało mi się na tyle, że wymyśliłam sobie fotel do masażu.
Ponieważ tak mam, że nie lubię kupować drogo, wyszukałam na OLX
używany fotel do masażu wibracyjnego za 150 PLN, kupiłam trochę
reanimowałam i używam.

                                

Wygodny, fajnie burczy, ma funkcje grzania, super odpręża - na bóle
kręgosłupa działa średnio.
I teraz przedstawiam urządzenie, które przyniosło przełom w mojej
drodze do uzyskania zauważalnej ulgi w bólu kręgosłupa.

                              


Kilka razy już pisałam, że lubię chodzić na rynek i na wygrzebkach kupować różne
rzeczy bardziej lub mniej przydatne.
I tak zobaczyłam takie coś, na opakowaniu był obrazek kręgosłupa
i napis po niemiecku, że wystarczy 10 min dziennie a kręgosłup będzie ci dziękował.
Pytam pana ile? On 50 PLN, mówię drogo, pan na to, że jego żona ma i to jest
bardzo dobre, zademonstrował jak się na tym stoi.
Nie uwierzyłam i poszłam sobie.
Jakoś tak za tydzień znowu jestem na wygrzebkach, patrzę a to dziwne
coś leży, to tak dla sportu pytam ile? Pan mówi 25 PLN, no 50% rabatu,
biorę.
Przytargałam do domu pogrzebałam w internecie i się okazało, że kupiłam
przyrząd do rozciągania ścięgna Achillesa, który koryguje postawę.
Wspaniały pogardził, potomkowie też, a ja staję na tym codziennie,
raz dłużej raz krócej i wierzcie albo nie wierzcie to działa.
Stosując to coś odczuwam dużą ulgę, to działa.
Czasami coś działa bo drogo kosztowało i człowiekowi głupio
przyznać się że wydał, a w zasadzie wywalił pieniądze w błoto
i chwali bo musi.
To coś kosztowało tyle co tubka maści, a działa.

                      

Ortopeda twierdzi, że z wiekiem człowiek utrwala złą postawę, źle chodzi
bo mu tak wygodniej, pochyla się, zaczyna pociągać jedna albo drugą nogą.
Ścięgna Achillesa się przykurczają i zła postawa obciąża kręgosłup.
Jak by nie było, to coś jest dla mnie stworzone, używam i będę używać.

wtorek, 5 stycznia 2016

Nowym rokiem, nowym skokiem....

Mróz, piękne słońce, sucho.
Wspaniały postanowił zabić......roztocza, wywaliliśmy pościele na ogród.
                      

Wchodzę do pokoju prababci, a ta we łzach ciągnie mnie
do okna pokazuje na pościel i pyta "kto umarł?"
Nosz - myślałam, że padnę.
Tak  się biednej skojarzyło, kiedyś na wsi, jak ktoś umarł
to się pierzyny wietrzyło na płocie.
Na szczęście u nas umarły tylko roztocza.
          
Zimno to raczej nosa z domu nie wyściubiamy..
Tym bardziej, że nasz samochód wziął i raczył się zepsuć.
To tak na początek roku, żeby nie było nudno.
 Pracujemy w domu, więc wielkiej tragedii nie ma.

Ponieważ święta się przedłużają przez wolne w "Trzech Króli"
odrabiam zaległości filmowe na pierwszy ogień poszedł "Marsjanin".
Może się narażę najstarszemu potomkowi, który po tatusiu bardzo lubi
kosmiczne klimaty, ale z filmu wynika że:
1/Amerykanie stawiają na współprace kosmiczną z Chinami , a nie z Rosją.
2/Nie maja nic do ukrycia przed własnym społeczeństwem?
3/Gdzie mężczyzna nie poradzi tam kobieta da radę?
3/Abba wiecznie żywa.
4/Życie jednego Amerykanina jest warte więcej niż życie 5 Amerykanów.
5/Film to połączenie MacGyvera z Robinsonem Crusoe brak tylko Piętaszka.
6/Bez taśmy klejącej lepiej w kosmos nie lecieć.
6/Scenografia na piątkę z małym minusem, scenarzystę można wysłać
   na zasiłek dla bezrobotnych.
Podsumowując, Wspaniały jako miłośnik i wielbiciel ziemniaków
został utwierdzony w swoim przekonaniu o wyższości kartofla
nad ryżem.
Bardziej podobała mi się  "Grawitacja".
Falstart filmowy na początek roku.

Najstarszy potomek zajrzał do nas, a ja dostrzegłam zabandażowany
palec, tak były petardy i skończyło się na ostrym dyżurze.
Palec przeżył.
A mamusia mówiła.....najstarszy twierdzi, że teraz to już na pewno zapamięta.

Średniemu zamarzło paliwo w samochodzie.
Wspaniały coś tam dolał jakoś rozgrzał, może będzie dobrze.
Ten rok zaczyna się pod znakiem "Buntu Maszyn".

I tak powoli 2016 rok się rozkręca w którą stronę pójdzie?
To tylko Wszechwiedzący wie.....



niedziela, 3 stycznia 2016

Mody? Łączą pokolenia....

Fascynacje i mody jak łatwo ludzi wkręcić w kolejna modę
na ubranie, na słuchanie, na oglądanie.
Czy jest ktoś, kto nigdy w życiu nie uległ jakiejś durnowatej modzie na coś.
Szczególnie młodość chmurna, durna, piękna sprzyja uleganiu i fascynacji.
Pamiętam modę na spodnie dzwony (góra obcisła koniec nogawki szeroki).
Wszyscy chcieli mieć szerokie jak najszersze.
Wspaniały opowiadał jak oduczył się ulegania modzie ubraniowej.
Namówił mamę na szyte u krawcowej spodnie - dzwony.
Krawcowa ustala szerokość dołu nogawki.
Młody - Wspaniały, żąda ma być szeroka, jeszcze szersza.
Mama nic nie mówi, zgadza się na wszystko.
Wspaniały mówi, że po odebraniu spodni raz je założył, zobaczył się
w lustrze.... i nigdy więcej ich nie nosił.

                   


Raz w roku dostawałam dżinsy firmy "Odra", pięknie granatowe,
prane x razy nigdy nie traciły koloru i w tym tkwiła wg mnie ich wada,
a wg mojej mamy zaleta.
Jak ja pragnęłam "wycieruchów".
W końcu dostałam, używane, za ciasne, ale jak one ładnie się spierały.
Chodziłam w za ciasnych, modnych spodniach, niezrozumiana przez
rodziców.
Rodzice "tacy rozsądni", a mama do dziś płaci za noszenie w młodości
ulubionych "butów szpileczek".
Niewygodnie, ale modnie.
Włosom na modną "Mokrą Włoszkę" też uległam.
To była moja pierwsza i ostatnia trwała, po kolejnej bolesnej próbie rozczesania
splątanych loczków przysięgłam sobie, nigdy więcej.
Pamiętam też jak próbowałam wytłumaczyć potomkowi,
że fascynacja ukochanym zespołem "Kelly Family" minie i kupowanie kolejnej
kasety magnetofonowej nie ma sensu, protest, obraza, łzy w oczach....
I jak się zadumałam, kiedy po jakimś czasie, opróżniając kosz zobaczyłam
wśród śmieci kasety ulubionego zespołu.
Modzie ubraniowej już nie ulegam, ubieram się wygodnie i tak jak chcę.
Co innego z filmami, muzyką, nowinkami technicznymi.
Lubię wiedzieć co oglądają i słuchają moi potomkowie.
Tutaj zgadzam się w części ze stwierdzeniem pani obecnej minister edukacji,
że trzeba uczyć młodych ludzi tak, żeby babcia i dziadek mogli zaśpiewać
z wnukami te same piosenki np. "Hej Sokoły" i podyskutować np. o książce
Sienkiewicza.
Tylko może trochę starego i trochę nowego.
Dlaczego tylko wnuk ma się dostosowywać do babci i oglądać
"Ogniem go i mieczem", a nie dziadki, którzy mogli by obejrzeć razem
z wnukiem "Gwiezdne Wojny"?
Mody hmmm?, jak się tak zastanowić to ulegam, ulegam.
Teraz z wnukami oglądam "Hotel Transylwania 2".
Dyskutujemy i śmiejemy się, bardzo lubimy też "Muchy w Kosmosie".
Ze średnim potomkiem oglądamy "American Horror Story" i dyskutujemy.
Czekamy na kolejny sezon "Walki o Tron".
Podobała mi się "Czysta Krew" i mojej synowej też.
A z najmłodszym potomkiem gadamy o książce "Metro", właśnie dostał
pod choinkę kolejną część i czekam, kiedy przeczyta bo ja też chcę.
Tylko w grach jestem opóźniona i niereformowalna - wiem, że jest
"Minecraft", ale na tym moja wiedza się kończy.
Chociaż czapkę i szalik z "Creeperem" na szydełku, zrobiłam i wnucho nosi.
I chociaż mody przemijają to jednak mogą łączyć pokolenia.
Jednak wymaga to od starszego pokolenia nie przekonywania młodszych
do noszenia spodni "dzwonów", ale do uczenia się i nadążania za nowymi
modami.
               

                              To jeszcze przede mną, nie umiem jeździć ani na rolkach,
                               ani na łyżwach.......

piątek, 1 stycznia 2016

Jedni świętują inni knują....

Dobra zaczynamy Nowy Rok, niby to tylko nowa data,
ale siła przyzwyczajenia ogromna.
Ten sylwester był tradycyjny czyli pidżama party,
i lulu, pobudka o 12 w nocy... bo petardy.
Nie bardzo lubię jak strzelają, na moim domu dach drewniany,
źle się kojarzy z ogniem wybuchającym w pobliżu.
Zresztą jestem trochę boleśnie dotknięta przez pożary
i mam lekka fobię.
Petardy przypominają mi też mojego Czarka, który przerażony
wtulał się we mnie całym swoim "kocim byciem".

                     


W tym roku sąsiedzi strzelali wyjątkowo długo i solidnie.
Średni potomek wyjaśnił:  strzela się, żeby odpędzić złe duchy.
Wyglądałam przez okno i myślałam, dobra niech strzelają.
Może złe się przestraszy i przestanie szeptać ludziom do ucha.
Wspaniały burknął znad poduszki "to ile kasy poszło z dymem?".
Rano wstałam, sprawdziłam czy młodzież wróciła z zabawy
i z pewną obawą włączyłam"okno na świat".
Czy nie było jakiś zamachów? Uff....tym razem się udało,
było spokojnie, chociaż jakieś niepokoje były w Monachium.
Ewakuowany dworzec i ostrzeżenia przed gromadzeniem się.
I tak świętowanie przeplata się z obawą, żeby jakiś popaprany
mózg nie wpadł na to, żeby zrobić krzywdę innym.
Uważam, że miniony sylwester był całkiem udany, obyło się
bez bólu głowy i nóg, zaczynamy nowy 2016 rok......