czwartek, 29 września 2016

Osobiście sama sobą zadziwiona...

Wrzesień to jest ten miesiąc, kiedy starzeje się formalnie
o kolejny rok.
Do rocznic i dat mamy ze Wspaniałym stosunek delikatnie
mówiąc obojętny.
Miło jak się przypomni, nie ma tragedii jak się zapomni.
Jestem starsza o rok i muszę przyznać, że zadziwiam
samą siebie.
Chociaż tyłek ciężki, krzyże bolą, stawy chrupią,
chce mi się więcej i więcej.
To chyba najlepszy okres w moim życiu.
Dzieci odchowane, wszystkie zwierzaki opłakane i pożegnane,
poczucie własnej wartości nareszcie na miejscu.
Można powiedzieć stan ducha idealny.
To zadziwiające, ale w wieku w którym kobiety mają trudno,
kiedy kobieta, albo płacze, albo krzyczy, albo rozpacza nad utraconą urodą,
ja mam w zasadzie ciągle dobry humor.
Budzę się rano i wiem, że to będzie dobry dzień.
Sama siebie zadziwiam.

O zmarłych myślę z czułością, tęsknię, ale nie rozpaczam.
Opiekuję się dwiema mamami, ale nie poświęcam się im bez miary.
Myślę o najbliższych, ale nie zamartwiam się.
Potomkowie to moja radość i duma, patrzenie na wnuki to czułość w czystej postaci.

Ja, która zawsze widziałam, że szklanka jest do połowy pusta
zauważyłam, że szklanka jest do połowy pełna.
Ja, która dzień zaczynałam w trwodze co złego się dzisiaj wydarzy,
zaczynam dzień od myśli co fajnego dzisiaj zrobię.
Nareszcie daję się ponieść rzece życia, nie stawiam się, nie kopię się
ze ścianą losu, raczej staram się ją obejść.
Nie robię sobie wyrzutów, że za mało się staram, że za mało wymagam od siebie.
W końcu usłyszałam to co mówi do mnie Wspaniały od ponad
trzydziestu lat  "Możesz zrobić tylko tyle ile możesz".
Długo mi zajęło zrozumienie tego powiedzenia.

Człowiek ma tendencje do kopania się ze ścianą, zapiera się
i już, już ma wrażenie, że ściana drgnęła, a tu guzik z pętelką,
ściana stoi i ani rusz.
Przez to wieczne mocowanie się i chodzenie pod prąd, przestajemy
zauważać, że oprócz potrzeb otoczenia sami mamy - mieliśmy jakieś
potrzeby, że świat jest piękny, a życie w sumie bardzo krótkie.
Doceniam oba okresy swojego życia, to z natłokiem obowiązków
i młodzieńczą niecierpliwością i to teraz z dobrodziejstwem
uspokojenia i radością, że jeszcze mogę.

A mogę jeździć na osobistej "Hulajce".


Początkowo miała być hulajnoga elektryczna, ale pomyślałam sobie, że potrzebuję
na zimowy okres sprzętu, który mogłabym wrzucić do samochodu i pojechać
nad morze, sprzętu, który będzie zmuszał mnie do większego wysiłku i mam.
Hulam i jestem zachwycona, spojrzenia przechodniów od zadziwienia do zgorszenia,
a mi jest cudownie bo guzik mnie obchodzi co ludzie sobie myślą.

Oprócz "hulania" udoskonalam moje miedziane pierścionki, kolekcja się powiększa.


Okazało się, że klej kropelka idealnie nadaje się do przyklejania różnych
ozdóbek do miedzianych obrączek, lubię swoje "miedziaki".
Nigdy nie nosiłam pierścionków i proszę kolejna zmiana w moim życiu.

Średni potomek będący na zakręcie zawodowego życia, pamiętał i obrzucił matkę
bukietem kwiatów.



Moja najlepsza synowa zapytała mnie ostatnio czy w tym trudnym dla kobiety czasie
nie jestem nerwowa i to pytanie uświadomiło mi, że jestem jakimś dziwnym
przypadkiem bo ja lubię swoje - dobra użyję tego okropnego słowa "klimakterium"
i w związku z tym prezentuję niezbędnik kobiety w wieku przejściowym.


Patrząc od lewej strony słonik w kapelusiku i z muszką - nie można się nie uśmiechnąć.
Następnie najnowszy nabytek, mały wentylatorek na USB, poręczny i podręczny.
Oraz wachlarz na w razie czego, gdyby nie było prądu pod ręką.

Dopóki człowiek ma siłę wstać rano z łóżka i poturlać się przez dzień to znaczy,
że....





wtorek, 20 września 2016

Dla spokojności....

Miałam napisać kolejny odcinek pamiętnika, o niepełnosprawności
dziecka w rodzinie, ale muszę się trochę uspokoić.
Co mnie tak zdenerwowało?
Oczywiście projekt zaostrzenia "ustawy aborcyjnej" tzn projekt
absolutnego zakazu aborcji.
Jak zobaczyłam i usłyszałam pana Sasina z PiS, który z lekkim
uśmieszkiem w swoim stylu stwierdził, że kobiety zbyt
pochopnie podejmują decyzję o usunięciu dziecka z powodu
stwierdzonej wady to mało brakowało, abym doznała klasycznej
apopleksji, muszę się uspokoić.
Wg pana Sasina, kiedy kobieta usłyszy informację od lekarza, że jej
potencjalne dziecko będzie ciężko uszkodzone, kobieta  robi "hop, hop"
i pochopnie usuwa ciążę, w związku z tym pochopnym postępowaniem
trzeba kobiety zdyscyplinować najlepiej wsadzić do więzienia.

Friganka spokój!
To może ja o czymś innym.
Może o ściganiu zdrowia, tzn "Ja w poszukiwaniu zdrowia".
Walczę od lat z bolącym kręgosłupem, w sumie nic odkrywczego,
w pewnym wieku musi boleć i już, ale można sobie pomóc.
Pisałam już o różnych przyrządach - poduszce masującej,
fotelu z masażem, ergonomicznej poduszce do spania itp.
W ramach walki z bólem, wzięłam się za "cywilizowanie"
naszego miejsca do spania.
Piszę miejsce do spania, bo my od dwudziestu lat nie śpimy
na łóżku, tylko na położonych na podłodze trzech materacach.
Nasze materace były wiekowe, więc ich czas się skończył,
przyszedł czas na nowe.

Zaczęłam szukać w internecie i realu, oglądać, macać, dotykać,
polegiwać w sklepie.
Ceny mnie poraziły, w zasadzie na dobry materac można
wydać każde pieniądze.
Sprzedawca zachwala, sprężyny, pianka memory, trawa morska,
bajery rowery, a ja wiem, że mnie nie stać na wydatek
4000 PLN za jeden materac, a materacy potrzebuję sztuk trzy.
Do tego, ja lubię miękko, Wspaniały średni twardo, wnuki
lubią sprężyście bo uwielbiają skakać po materacach,
"bądź pan mądry i pisz pan wiersze".

Dobra, wyobrażam sobie  jak płacę ok. 4000 PLN za jeden
materac, przywożę do domu, kładę się przesypiam noc i .....
stwierdzam, że jednak trzeba było kupić z kilkoma strefami
twardości, a może średnio miękki, a może miękki?
Wydałam pieniądze, a komfortu brak.
Kurczaczek koszmar.

Przespałam się z problemem, rano pojechałam do Jyska
i zakupiłam trzy materace  sprężyny bonelli, dwustronne,
średnio twarde po 180 PLN.
Wspaniały i wnuki załatwione.
Po swojej stronie położyłam materac piankowy za 100 PLN
i na wierzch top materac z pianki memory za 200PLN.


Dokonałam niemożliwego, mam trzy strefy komfortu spaniowego,
możliwości bez liku, mogę spać wg potrzeby na twardym i na miękkim
i średnio miękkim, jestem zadowolona, w końcu się wysypiam.

Przeczytałam, u Anabell o właściwościach leczniczych miedzianej
biżuterii i przypomniałam sobie jak kiedyś dawno temu, nosiłam
miedzianą bransoletkę, ponieważ brudziła, a stawy nie bolały
wyrzuciłam.
Oj głupia ty.
Dobra stawy pobolewają trzeba działać, Castorama blisko,
kupiłam miedziany "nypelek 22" u Wspaniałego "wymantożyłam"
zwój miedzianego drutu i tak z tych materiałów:


Powstało to, trzy bransoletki i dwie obrączki.


Wspaniały zakłada wieczorami, acz niechętnie - czekamy na efekty.
Można się śmiać, można żartować, ale ja ogólnie mam słabość do natury.
Lubię bursztyny, mam korale i zrobiony przez siebie naszyjnik z kawałkiem
nie szlifowanego czerwonego bursztynu.


Bursztyn prawdopodobnie ma moc uspokajania serca i leczy tarczycę.
Jak jest tak jest, ten kawałek żywicy ma miliony lat, jest ciepły i jak
go intensywnie potrę to pachnie żywicą.
Wspaniały twierdzi, że zwykły kamień też ma miliony lat, wiem
lubię kamienie, ale bursztyn jest "żywy".

W ramach przystosowywania domu do szybkiego sprzątania,
pozbyłam się starych, ciężkich, dębowych foteli co to ani ich podnieść,
ani przesunąć coby pod nimi odkurzyć.


Dałam ogłoszenie na OLX, że oddam w dobre ręce i ludzie zabrali.
Sprawiłam komuś radość, a ja lubię jak się ludzie cieszą.
Na ich miejsce kupiłam w Ikei wymarzone, leciutkie krzesła/fotele
z rattanu i teraz mogę podnieść, przenieść, przestawić bez bólu krzyża.



To były działania dla ciała, a dla ducha?
Za kuchennym oknem zagościły jesienne wrzosy, krasnale wyglądają
na zadowolone.


Za oknem rośnie też sobie pająk krzyżak.


Pająki nazywam "Klemensy", nie zabijam - dopóki nie ładują mi się do domu
współpracujemy, one łapią muchy i komary ja im zapewniam ochronę.
Jeśli któryś przypadkiem zawędruje do domu wtedy ma bliskie spotkanie ze
Wspaniałym i ląduje z powrotem na dworze.

Dla ducha i uciechy dla oczu znalazła w moim domu swoje miejsce
gliniana muszla zakupiona u pana na rynkowych wygrzebkach,
może ją powieszę przy lustrze i będzie nosiła grzebień, na razie robi
za świecznik.


I jeszcze znaleziony słonik, który jak go nacisnąć uroczo ryczy
jak prawdziwy duży, poważny słoń.


Ten kapelusik i muszka działają na mnie jak balsam.

Dobra chyba się uspokoiłam idę pobuszować na Waszych
blogach.

niedziela, 11 września 2016

Uczuciowy zamęt głowy cz.4

Opowieść będzie w odcinkach dla potomków i potomków
potomków, ku pamięci i nauki.

"Jest jakiś tam dzień tygodnia patrzę na trójkę bawiących
się wnuków (jeden rodzony, dwójka przyszywanych).
Na jednym fotelu siedzi prababcia, która nie mówi
(od 30 lat jest po wylewie), na drugim fotelu siedzi druga prababcia,
która mówi za dużo (traci pamięć).
Ze schodów schodzi jeden potomek, drzwi się otwierają
wchodzi drugi potomek, trzeci potomek szykuje się
do pracy.
Myślę jak to się dzieje i skąd to się wzięło, że nasz dom
jakoś funkcjonuje i że jeszcze się nie pozabijaliśmy?"

To odcinek wspomnień o tym, od kogo nauczyłam się
szanować ciszę, las i przyrodę...

Moi rodzice nie byli bogaci, raczej walczyli o godne
życie ciężko pracując.
Tata dorabiał gdzie mógł, pracowali i oszczędzali...
na wakacje.

Cały rok mama zbierała konserwy, makarony, kasze
i ocet, robiła dżemy.
Tata układał, przekładał i kompletował sprzęt
turystyczny, namiot, wędki, kajak, noże, siekierki,
leżaki i co tam jeszcze mogło się przydać podczas...
dwóch, trzech tygodni pod namiotami nad jeziorem.

W pracy tato poznał starszego od siebie pana Henryka.
Polubili się, poznali rodziny.
Pan Heniu miał żonę i córkę, starszą ode mnie o rok.
Kim był pan Heniu?
Był przedwojennym harcerzem, należał do "Szarych Szeregów".
Był bardzo wysokim mężczyzną, mocno pochylonym
do przodu, nie mógł obracać głową, miał zesztywniały
kręgosłup.
Tata mówił, że to wynik pobytu w stalinowskim więzieniu.
W mokrej, ciemnej celi, za bycie harcerzem Szarych Szeregów.
Nie wiem jak było , dla mnie pan Heniu był
przykładem i nauczycielem zachowywania się w lesie,
szacunku dla zwierząt i przyrody.

Przez ponad dziesięć lat spędzaliśmy wakacje pod namiotami.
Pierwsze lata biwakowaliśmy na wdzydzkiej wyspie.
Cały sprzęt potrzebny do przeżycia przewożony
był łodzią.
Na wyspie byliśmy odcięci od "cywilizacji".
Tam przeszłam pierwsza szkołę życia z przyrodą pod rękę.



Po pierwsze, w lesie nie wolno krzyczeć, żeby nie przeszkadzać
zwierzętom, nie płoszymy ptaków.
Po drugie, wszystkie młode drzewka w okolicy obozowiska
otaczamy kamyczkami, żeby nie stała im się krzywda.
Po trzecie, budujemy latryny, i śmietnik.
Po czwarte, rano gimnastyka.
Po piąte, nauka pływania, zawsze pod opieką dorosłych.
Nikt ani dziecko, ani dorosły nie mógł wejść do wody jeśli
na brzegu nie stał, umiejący pływać obserwator.
Po szóste, pełnimy dyżury, jeden dzień posiłki przygotowują
panie, drugi dzień panowie.
Po ósme uczymy się być samowystarczalni.
Po dziewiąte, gramy w warcaby, warcaby, warcaby...

Pan Heniu był bardzo spokojnym i opanowanym człowiekiem.
Mówił powoli, słuchał uważnie.
Do swojej niepełnosprawności podchodził praktycznie
i pogodnie.
Do mojego taty mówił Romeczku.


Jest piąta rano, delikatne pukanie w dach namiotu i głos,
Romeczku czas na ryby.
Pan Heniu nie wiosłował, nie mógł, tata był niezbędny.

Bambusowe wędki w rękę, kajak i na śniadanie była
świeża rybka.
Łapanie ryb kojarzy mi się z wiecznym rozplątywaniem
żyłki, pan Heniu był bardzo oszczędny i o ile  mój tata
szybko się poddawał i zaplątana żyłka lądowała w śmieciach,
o tyle pan Heniu potrafił pół dnia spędzić na rozsupłanie supła.
Uwielbiałam razem z nim siedzieć nad splataną żyłką,
to było  świetne ćwiczenie manualne, uczyło cierpliwości
i wiary w to, że w końcu się uda.
Dzięki temu mam świętą cierpliwość i zamiłowanie do wszelkiego
rodzaju robót, robótek manualnych.

Tata miał motor "Wuefmenkę", pan Henio miał samochód
czarną "Ifę".


Coś w tym stylu, ale nie w tym stanie.
Pod górkę trzeba było wysiąść i pchać, jeszcze słyszę głos,
"proszę wszystkich o założenie szalików na buzię i nie chuchanie".
Chodziło o to, żeby szyby nie zaparowały.
"Olu czy mogę cofać?"
Żona pana Henia pełniła funkcję pilota i obserwatora, z powodu
sztywnej szyi, on nie mógł kręcić głową i nie widział co się dzieje
z tyłu i z boku.

Pan Heniu, mistrz wykorzystywania wszystkiego co daje przyroda,
skóra węgorza służyła do obciągania rękojeści noża.
Łeb dużego szczupaka, wkładał do mrowiska potem oczyszczoną czaszkę
ryby montował do deseczki i wieszał na ścianie jako trofeum.
Z kory robił stateczki, krzyżyki, rzeźbił świątki - też umiem.
Z ciekawie wygiętych gałęzi robił wieszaki i wieszaczki.

Ponieważ był niepełnosprawny jego "zakątek dumania"- latryna
to było dzieło sztuki z siedzeniem i oparciem, mocno utajnione.
Ile myśmy z Jolą musiały się na tropić, żeby wytropić
i popodziwiać.


Pan Henio dawał schronienie różnym zwierzętom, pamiętam
jak ratował gołębia, pamiętam wiewiórkę, która spędziła
całą zimę pod jego dachem, a na wiosnę wróciła do lasu.

Na stałe w jego domu mieszkał pies Yogi, dobrze musiało mu być,
bo kiedy zaginął nad jeziorem i po tygodniach nieobecności
rodzina i znajomi opłakali go i stracili nadzieję, Yogi wrócił
do domu w mieście.
Nigdy nie powiedział jak znalazł drogę do domu, ale znalazł
i znowu z panem Heniem leżeli na kanapie i planowali
kolejny wyjazd nad jezioro.

Tak myślę co najcenniejszego wynikło z tej znajomości?
- Szacunek do drugiego istnienia koło nas.
 W lesie jesteśmy gośćmi i powinniśmy się zachowywać
 z szacunkiem do jego mieszkańców, nie rozwalać mrowisk,
 nie deptać grzybów, nie hałasować, nie śmiecić, uważać
 na to gdzie i jak rozpalamy ogień.
- Szacunek do wody, powiedzenie "z wodą nie ma żartów".
  Nie potrafię nie patrzeć na kąpiących się, nie umiem czytać
  książki, nad wodą -  czuwam.
- Szacunek do zwierząt, jeśli łowisz, zabijasz to po to
   żeby zjeść i wykorzystać ich poświęcenie.
   Nie umiem wyrzucać mięsa.
   Raz w tygodniu jest dzień czyszczenia lodówki,
   wędlina najczęściej ląduje w kapuście,  mięso jeśli
   zdarzy mi się kupić za dużo zamrażam.

Ale najważniejsze czego mnie nauczył pan Heniu to:
"żyj i pozwól żyć innym", nie hałasuj, ani w lesie, ani w mieście".
Te słowa mi się przypominają, kiedy słyszę dziecięcy
wrzask dochodzący z sąsiedniego ogródka, intensywne walenie
łopatką o brzeg piaskownicy, lub tak jak dzisiejszej nocy
wystrzały petard w środku nocy.
Nie to nie sylwester, to nasz sąsiad jak co roku we wrześniu
cieszy się, że jest o rok starszy i wszyscy w okolicy, łącznie
z przerażonymi kotami i psami, też muszą się cieszyć razem z nim.
Obudzona w środku nocy zanim skojarzyłam, kto strzela - pomyślałam,
że własnie zaczęła się III Wojna Światowa.

Pan Heniu, pochylony, z pudełkiem warcabów pod pachą,
przed naszym namiotem i ciche pytanie:
"Romeczku partyjka?" - nie, nie można było mu odmówić.
Teraz już grają razem w tym lepszym ze światów.


CDN.
A w następnym odcinku o niepełnosprawności w rodzinie,
czego uczy innych członków rodziny.

piątek, 9 września 2016

No i pogadali sobie cz.3

Jest ciepło, jest pięknie.
Korzystamy, jeździmy jak szaleni.
W między czasie pracujemy.
Wieczorami, gadamy tak sobie o wszystkim.

1/.
W związku z tym że prezes kocha rodeo,
oglądamy panią, która twierdzi, że punktowany
jest i zawodnik, i byk.
Ja - no gdyby byk nie był punktowany to by mu nie
zależało...
Wspaniały - no tak bykowi zależy na punktacji,
bo im wyższa tym później zostanie zjedzony.

2/
Ja - a co zrobimy jeśli kot (chodzi o kota odwiedzającego nas),
postanowi zmienić miejsce zamieszkania i postanowi wprowadzić
się na stałe?
Wspaniały - O kurcze, co my zrobimy jak pewnego dnia
stanie w drzwiach z własną poduszeczką ?

3/
Rano jemy śniadanie w TV pokazują jak we Władysławowie
panie ćwiczą na plaży.
Redaktor komentuje - o proszę jak niektórzy są aktywni od rana.
Ja - przecież to same kobiety, panowie aktywnie jeszcze
odsypiają.
Wspaniały zaniepokojony - Popatrz będą robiły pompki ?
Ja - A dlaczego nie? Będą robiły babskie pompki, albo pupa
do góry, albo pupa leży.
Wspaniały - A to ja popatrzę.

4/ Wspaniały rozgryza problem święcenia po raz
kolejny morza.
- Powiedz mi czy jak ksiądz święci morze
to woda w całym morzu jest poświęcona
i czy święcenie traci datę przydatności?
Ja - nie bluźnij.
Wspaniały, ale ja pytam poważnie.

5/ W czasie wycieczki kierownica w rowerze
Wspaniałego poluzowała się.
Ja - szkoda, że nie wzięłam taśmy przylepnej.
Wspaniały - kobieto ty się w ogóle nie znasz
na mechanice, tu taśma nie pomoże.
Ja - może się i nie znam, ale oglądałam
"Marsjanina" i wiem, że taśma może wszystko.
Wspaniały - tak to jest jak się ktoś naogląda
głupot.

6/ Ja - Widziałeś tego rowerzystę, jaki miał
rower z grubymi oponami, jak nas mijał
to tylko usłyszałam szu, szu, szu.
My mamy rowery elektryczne i ograniczony zasięg,
a on może jechać ile ma sił w nogach.
Wspaniały - czyli też ma ograniczony zasięg.
SIC - żelazna logika Wspaniałego.