poniedziałek, 28 listopada 2016

Co ja robię, co ja robię?

Trochę mnie nie było, jakoś doba mi się skurczyła.
Odwiedzam Wasze blogi, pilnie czytam, ale nie mam czasu
pokomentować, obiecuje poprawę.
Co mnie tak zajęło?

Po pierwsze odwiedziła nas dawno nie widziana siostra, mamy
Wspaniałego.
Przyjechała z Białostoczczyzny, prababcia wniebowzięta.
Gość w dom 200 jajek i swojskie wyroby w dom.
Ciocia jest mistrzynią gotowania, więc za bardzo się nie
wysilałam kulinarnie bo i tak jestem bez szans na sukces.
Fajnie się słucha o przyjęciach na 60 i więcej osób.
Podziwiam i nie dowierzam, że daje radę, ale gotuje naprawdę
smacznie.
Gość z tych nie kłopotliwych, było miło.

Po drugie, wnucho ma mieć w szkole angielski dzień.
Pani poprosiła, żeby dzieci przyniosły jeśli mają, jakieś
pamiątki z Londynu.
Średni potomek był w Londynie, ale oprócz zdjęć z figurami
woskowymi żadnymi pamiątkami nie dysponuje.
Tak więc babcia uruchomiła swoją niezawodną/zawodną
drukarkę atramentową i ruszyła produkcja pamiątek z Londynu.

Na początek Big Ben.



Następny most zwodzony Tower Bridge - działa, można podnieść przęsła i przepuścić
statek.



Na koniec zrobiłam Tower of London, uwielbiam epokę Elżbietańską i postać
Elżbiety I Wielkiej więc musiałam (przy okazji obejrzałam z przyjemnością
serial BBC z 1971 roku "Elżbieta Królowa Anglii")


A to mój papierowy Tower w którym przez jakiś czas była uwięziona Elżbieta.


A jak się już rozpędziłam to na koniec kilka charakterystycznych symboli
Londynu.



Trochę czasu mi zajęło sklejenie tych londyńskich pamiątek, a że udało mi się
opanować kaprysy mojej niezawodnej/zawodnej drukarki to siłą rozpędu nadrukowałam
świątecznych sklejanek na długie zimowe wieczory.


To będzie świąteczne miasto, karuzela, domek Mikołaja i mnóstwo świątecznych
postaci.

Po trzecie.
W planach mam jeszcze opanowanie transferu obrazków i zdjęć wydrukowanych
na drukarce laserowej i atramentowej na materiał i deskę.
Spodobała mi się myśl, że można sobie zrobić fajna koszulkę ze zdjęciem,
albo oryginalnym napisem.

Także planów mam mnóstwo, jak na razie sklejanki górą.
Mój rogacz już świąteczny, szopka czarna bo była to faza, kiedy moja drukarka
odmówiła mi kolorowego druku, a więc na złość jej, szopka pod rogaczem
jest czarna.


To był chwilowy "kolorowy kryzys", cały dzień spędziłam ze strzykawkami i uważam
się już za eksperta od wstrzykiwania atramentu i likwidowania kaprysów
atramentowej drukarki.
(Cały czas chodzi o to żeby wydruk był tani - jeden wkład z tuszem kosztuje
ok 70 PLN, metoda zbiorniczków zewnętrznych się nie sprawdziła,
metoda strzykawkowa została opanowana).


Sklejanki mogą się wydawać mało poważnym zajęciem, ale wbrew pozorom
wypełniają poważną lukę jaką widzę w przemyśle zabawkarskim.
Obecne zabawki są wg mnie nudne, bardzo komercyjne i drogie.

Po czwarte w związku z tym, że w tym roku mamy nowy piec centralny,
w domu zrobiło się ciepło, a wiec też sucho wymyśliłam sobie nawilżacz.
Moja frigańska natura nie pozwoliła na kupno nowego nawilżacza
w związku z tym wynikło trochę problemów, potrzebna była mała
wojna badawczo - reanimacyjna, ale o tym w następnym poście.

8 komentarzy:

  1. Ty to wszystko sama zrobiłaś???!!! Jak??! Szczęka mi opadła, wszystko mi opadło! No,ja nie mogę! Jeszcze nie oprzytomniałam! Niesamowite!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że te sklejanki wymagają trochę cierpliwości, szczególnie Tower. a jak sklejankę zaprojektuje Japończyk, to umarł w butach ilość szczegółów poraża, te malutkie schody mają nawet poręcz.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. No zatkało mnie i to zupełnie!Zasługujesz w pełni na miano
    "SUPER BABCI". Wyszło super i nic dziwnego, że nie miałaś na nic innego czasu!!!.
    A teraz, w nagrodę, będziesz musiała odwiezć wnuka do szkoły
    z całym tym "koksem"...
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę egoizm ze mnie wychodzi i napędza mnie do tej syzyfowej pracy, uwielbiam ten błysk w oku, kiedy mały człowiek wpada do mnie do domu i szuka co też nowego babcia zmajstrowała.
      Zauważyłam, że jak kupię zwykłą zabawkę to chwilę się pobawi i "aut", a jak cos wykombinuję to się autentycznie cieszy.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. zawsze real przed blogowiskiem, tak przyjąłem zasadę dla uproszczenia, więc cudze absencje na tym drugim terenie przyjmuję z pokorą i należytym zrozumieniem...
    co do reszty, to chyba najbardziej mnie ujęło to mocowanie się z drukarką... i jakoś tak skojarzyło mi się z tym indyjskim świętem, gdy wszyscy zamiast malować obsypują się farbą...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzina się ze mnie trochę podśmiewała, ja sama z siebie też. Cały dzień rozgryzałam temat ze strzykawką w ręku i w końcu trafiłam na filmik jak, chyba jakiś Hindus napełnia kartridż do drukarki. Normalnie rozwalił, wyjął wszystko ze środka, umył pod kranem, wlał tusz i skleił ichnią kropelką. Doznałam olśnienia i przestalam się cackać z urządzeniem. Efekt jest i najważniejsze, ze wiem o co chodzi. W środku jest gąbka i trzeba cierpliwie pomału ją szprycować, a głowice normalnie wymoczyć w odrobinie ciepłej wody z kropelką płynu do mycia naczyń.
      To był kolorowa wojna, ręce ucierpiały, ale zwycięstwo ma słodki smak.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. ło matko! Babcia z Ciebie po prostu SUPER!!!!
    i jesteś niesamowicie uzdolniona, cierpliwa i pomysłowa.
    Pełen Szacun!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarumieniałam się, ale muszę przyznać, że sama nad sobą dumam skąd biorę te pokłady cierpliwości. Kiedyś musiałam mieć wszystko na już, na zaraz, na ten teraz.
      Pozdrawiam.

      Usuń