piątek, 30 grudnia 2016

Jaki był rok 2016???

Mam taką wadę, że w ostatnim tygodniu każdego roku
nie mogę, nie pomyśleć jaki był mijający rok?
Wspaniały twierdzi, że czas to pojęcie względne i jeśli
nie mamy na coś wpływu to nie powinniśmy się nad tym
zastanawiać.

Ma rację,  jak usiądę i pomyślę "dokładniej" to dochodzę
do wniosku, że na nie wiele rzeczy mam wpływ.
Mam wpływ w zasadzie na to co dzisiaj będzie na obiad i tyle.
Nasze "pozorne" świadome wybory są najczęściej zdeterminowane przez
okoliczności, biologię, kulturę, miejsce w którym pojawiliśmy
się na tym świecie i jeśli ich nie uwzględnimy to bardzo szybko
okazuje się, że za nasze bezkompromisowe wybory płacimy
"zadyszką psychiczną" i w głowie zaczyna kołatać się myśl:
- Co by było gdybym zrobiła tak, albo tak, powiedziała coś innego,
  nie zrobiła czegoś, albo zmieniła, rzuciła wszystko ????).

Życie na tym łez padole nauczyło mnie pokory i cierpliwości.'
W młodości tak mniej więcej do trzydziestki musiałam wszystko
zrobić już teraz zaraz, tapetowałam pokój trzy noce pod rząd,
żeby był efekt już, prędko, a przecież byłam młoda miałam
dużo czasu.
Paradoksalnie z wiekiem, kiedy wiem, że mam coraz mniej czasu
osiągnęłam stan cierpliwości, na wszystko mogę poczekać.
Tak do trzydziestki szarpałam się próbowałam być bezkompromisowa,
egzekwować, wymagać, stawiać na swoim, z wiekiem zrozumiałam
potęgę kompromisu i zgody.
Powiem tak nie chce mi się już pchać ściany, lepiej ją obejść
choćby to miało potrwać trochę dłużej.

Tylko jedno się nie zmieniło jestem ciekawa, lubię obserwować
ludzi i świat, i na swoją miarę lubię poznawać nowe....
Tak więc pomimo tego , że zgadzam się ze Wspaniałym,
że nie należy zastanawiać się nad tym na co nie mamy wpływu,
zrobię to co robię co roku pod koniec roku i po zastanawiam się ....

Jaki był 2016 rok w moim skromnym świecie?

W tym roku mój najstarszy potomek i jego druga połówka
znaleźli w kapuście kolejnego swojego potomka, a naszego wnuka.
Urodził się maluśki, ale rośnie jak na drożdżach.
Ostatnie osiągnięcia następcy, mojego następcy to samodzielny
siad i samodzielna stójka przy pomocy poręczy łóżeczka.
Z poczucia kronikarskiego obowiązku zapisuję, że starszy
sześcioletni wnuk, poszedł w tym roku wbrew minister Zalewskiej
do pierwszej klasy szkoły podstawowej, czyta i kocha matmę.
Jest nadzieja, że pójdzie śladem zainteresowań dziadka
i może w końcu dowiemy się jak to jest z tą kwantowością...

W tym roku średni potomek po prawie dziesięciu latach zmienił
pracę i uczy się, no własnie wg mnie uczy się życia bez pracy na zmiany.
Myślę, że po początkowym szoku dojdzie do siebie,
i jeszcze tak sobie myślę, że pomimo wszystko to była bardzo dobra decyzja.

W tym roku najmłodszy potomek podjął swoją pierwszą pracę.
Bardzo się cieszę bo widzę jak mobilizująco działają pierwsze
własnoręcznie zarobione pieniądze wpływające na konto.
I bardzo się cieszę, że chłopak rozumie, że "bez pracy nie ma itd.....",
i jeszcze, że świat komputerowy nie przeszkadza w zauważaniu,
że istnieje świat realny.

W tym roku u mojego brata też bez większych sensacji co cieszy.
Liczy się spokój i pokój tak w rodzinie jak i na świecie.

W tym roku prababcie nie dostarczały nam zdrowotnych sensacji,
jakoś trwają i niech tak zostanie jak najdłużej.

W tym roku pustka po naszych trzech kocich rezydentach została
wypełniona przez jego wysokość kocią sąsiadkę, która okazała
się być kotem doskonałym.
Nie jest nasza więc tym bardziej doceniamy każdą chwilę, którą
jej Wspaniałość roboczo nazywana Myszą, raczy nam poświęcać.

W tym roku  Wspaniały i Ja "pokochaliśmy" - rowery elektryczne.
Nie możemy doczekać się cieplejszych dni.
Kompletujemy sprzęt, właśnie zakupiliśmy kolejny rower
elektryczny, w super stanie.
Rower trzylatek zakupiony, od starszego mocno pana, który był jego
pierwszym właścicielem i nawet jeździł na coroczne przeglądy gwarancyjne.
Pan przekazał nam komplet dokumentów, kluczyk zapasowy
i kiedy już wracaliśmy z zakupem do domu, odzyskałam mowę
i stwierdziłam, że może trzeba było  spisać jakąś "umowę sprzedaży",
żeby dokumenty były kompletne.
Czułam się jakbyśmy kupowali co najmniej trzyletnie luksusowe autko.
Cena 550 PLN, kupa radości, Wspaniały kombinuje zastosowanie
akumulatorów z najnowszej myśli technologicznej.
Nowy rower + nowy aparat fotograficzny = stan zadowolenia i oczekiwania.
Byle do marca.

To był dobry rok przede wszystkim dlatego, że byliśmy wszyscy
w miarę możliwości zdrowi i pokojowo nastawieni do siebie nawzajem.

W związku z tym, że 2016 rok zbliża się ku końcowi, wypada pożyczyć.

Życzę Wam Wszystkim i Wszystkim dla Was bliskim, 
i Sobie, i Wszystkim Swoim bliskim,
i Wszystkim Ludziom na tym "łez padole",
i Wszystkim Czującym Istotom
i Matce Ziemi 
ZDROWIA, POKOJU I SPOKOJU....KOCIEGO SPOKOJU.





poniedziałek, 26 grudnia 2016

Poświątecznie...

Nie będę się chwalić prezentami, napiszę tylko,
że Mikołaj się postarał i przyniósł coś do czytania,
i coś do ozdoby, i malutkie cudeńko do robienia
lepszych zdjęć.
"Ludzki Mikołaj" się spisał, ale najbardziej rozczulił
mnie "Mikołaj Zwierzakowy".

Ubraliśmy stół i czekaliśmy na gości oraz Mikołaja....


I proszę pierwszy gość się pojawił...



Oczywiście z prezentem....




Rozczuliłam się kocica była taka dumna, że nie miałam serca tłumaczyć jej, 
że my raczej gustujemy w barszczyku z uszkami, 
a nie w barszczyku z myszkami.
Po dobrze spełnionym obowiązku, cały pierwszy dzień Świąt,
 spędziła w takiej pozycji, więc ja też nie chciałam być gorsza
i przebąblowałam cały dzień, zasłużyłam....


A teraz jest ten tydzień, który jest najpiękniejszym tygodniem każdego roku.
Czas spowalnia, snuję się po domu wolniej, nic nie muszę - jedzenie jest, posprzątane
jako tako jest, urzędy pracują wolniej, mniej się czepiają itd.....

Pamiętam, że od dzieciństwa lubiłam ten czas.
Rodzice szli do pracy, babcia biegła do ciotek, a ja sama w domu 
leżałam pod choinką i czytałam, czytałam, czytałam....
W dni powszednie uzależnienie od czytania było zwalczane,
bo trzeba się uczyć, a nie tak tylko czytać i czytać...

Tak więc miłego poświątecznego.

czwartek, 22 grudnia 2016

Bez marudzenia....

Wszyscy narzekamy, że za dużo tego świątecznego
zadęcia, zakupów, gotowania, sprzątania, kolęd i ogólnie
zamieszania.

Ja tam nie narzekam, lubię kolor czerwony i złoty, i zielony.
Lubię jak się błyszczy i iskrzy.
Lubię ten czas, szczególnie od wigilii do nowego roku,
bo co roku niezmiennie mam wrażenie, że świat spowalnia,
że czas biegnie wolniej.
Może to czas narodzenia, może to czas przesilenia, a może
jest to okazja do pobycia z kimś, albo z samym sobą?

Jak by nie było fajny jest trochę bardziej czysty, pachnący
dom, bo ja jestem z tych "gniazdujących" srok.
Mój tata w czasach komuny zawsze powtarzał
"mój dom moja twierdza".
Nie przywiązuję się do murów, ale dobrze jak one są, bo jest
gdzie zaprosić bliskich ludzi i pożyczyć sobie....

                                            Choinka już stoi, Mikołaj zagląda przez okno.


                                       Na świątecznym stole papierowa karuzela.



                                               

                                                        Do kuchni też zagląda Mikołaj.

                               

                                   Świąteczna szopka pojechała do prababci.



                             

Kocia sąsiadka wtulona w Mikołaja śpi, ciekawe o czym śni?

Tak więc, żeby nie budzić kota tak po cichu, ale szczerze życzę wszystkim Wam, 
żeby się zaczęło spełniać wszystko to o czym marzyliście, marzycie i będziecie
marzyć....
I jeszcze, żeby ta odrobinka dziecka, które nie dorosło w nas przypomniało nam 
jak fajnie jest się zachwycić światełkami i zapachami bez marudzenia...


piątek, 16 grudnia 2016

Papierem malowane.

Staram się nie zwracać uwagi na komercję i  przygotowuję święta.
Nie szaleję za bardzo, bo za stara jestem na "bezrozumne"
zapracowywanie się w imię tradycji.
Więcej czasu poświęcam na zabawę.
Papierowe szaleństwo nie odpuszcza.
Okazuje się, że twórczość papierowa ma różne oblicza.
Odkryłam obrazy papierem malowane na oknach.

                                                    To pierwsza próby.


                                           
             

                                                 Powstał też domek Mikołaja.


Najbardziej urzekła mnie luneta.
Pokazuje ją Wspaniałemu - popatrz jaka fajna luneta na statywie.

Wspaniały, a po co Mikołajowi taka luneta?
Ja - jak to po co? obserwuje dzieci, czy są grzeczne.
Wspaniały - raczej podgląda sąsiadkę....

Nikogo nie oszczędzi nawet Mikołaja.

                   I jeszcze anioły, motyle - o różnej karnacji, bardzo niepoprawne
                                           politycznie, takie multi - kulti.



Nawet wycinanki kojarzą mi się politycznie, niedobrze, niedobrze.....

środa, 7 grudnia 2016

Uczuciowy zamęt głowy cz.6

Opowieść będzie w odcinkach dla potomków i potomków
potomków, ku pamięci i nauki.

"Jest jakiś tam dzień tygodnia patrzę na trójkę bawiących
się wnuków (jeden rodzony, dwójka przyszywanych).
Na jednym fotelu siedzi prababcia, która nie mówi
(od 30 lat jest po wylewie), na drugim fotelu siedzi druga prababcia,
która mówi za dużo (traci pamięć).
Ze schodów schodzi jeden potomek, drzwi się otwierają
wchodzi drugi potomek, trzeci potomek szykuje się
do pracy.
Myślę jak to się dzieje i skąd to się wzięło, że nasz dom
jakoś funkcjonuje i że jeszcze się nie pozabijaliśmy?"

Dzisiejszy odcinek będzie o tym jak to się stało, że....
No właśnie nie wiem jak to napisać,  jestem tolerancyjna,
a może inaczej, dlaczego guzik mnie obchodzi kto skąd przychodzi
co wyznaje i jak żyje jeśli tylko nie krzywdzi innych istot
jest moim przyjacielem....

Dowiedziałam, się niedawno, że nie żyje moja pierwsza poważna
przyjaciółka z dzieciństwa i lawina wspomnień ruszyła.
Miałam szczęście dorastać na prawdziwym podwórku.
Było nas troje dwie dziewczyny i chłopak.
"W każdym z nas inna płynęła krew".
Nie żyjąca już Basia pochodziła z bardzo niemieckiej rodziny.
Marek był wyznania najpierw ewangelickiego, później został
zielonoświątkowcem, jego dziadek mieszkał w Anglii więc
pochodził bardziej z zachodniej Europy.
I Ja pochodzenie zza Buga, rodzina wschodnio - katolicka.

Nasza trójka chodziła do jednej klasy i była jedynymi
dzieciakami na mikroskopijnym podwórku.
Podwórko było małe, ale zaraz za kościołem, płynęła
rzeka Radunia i były nadrzeczne chaszcze.


To był nasz świat.
Latem graliśmy w palanta, w dwa ognie, w cymbergaja.
Bawiliśmy się w restaurację, w muzeum ( Radunia wysychała i
można było wydobywać z niej różne skarby).
Budowaliśmy szałasy, zwisaliśmy z trzepaka, łaziliśmy
po drzewach.

Dzieciństwo miałam fajne i stabilne do końca ósmej klasy
szkoły podstawowej, nasza trójca przetrwała.
Łatwo nie było, bo my i nasze rodziny wg wszelkich praw dorosłego
społeczeństwa nie pasowały do siebie nijak i tak :
Mama Baśki nie pracowała dbała o dom w sposób perfekcyjny.
Pamiętam idealnie zasłane łóżka na których siedziały lalki
w koronkowych sukienkach.
Pamiętam szkolne ubranie Basi, które wisiało na wieszaku
idealnie odprasowane i dopracowane.
Baśka  miała zawsze czyste ręce i czystą sukienkę, po naszych
najbardziej karkołomnych wyprawach, buszowaniu w chaszczach
nad rzeka Radunią, Baśka wyglądała idealnie.
W szkole perfekcjonistka, posiadaczka najlepszych mazaków,
modnych zegarków i w ogóle.
Baśka nie miała fantazji była zbyt praktyczna i pragmatyczna,
przewidywalna i idealna, ale w jakiś sposób imponowała mi.
Podziwiałam jej idealne zeszyty z równymi szlaczkami, moje
zeszyty to była porażka, kilka przedmiotów w jednym zeszycie,
brak zeszytu do religii.
Ło matko ile razy przepisywałam zeszyty, ile razy przed kolędą
ślęczałam całą noc żeby przepisać zeszyt od religii, oczywiście
pożyczony od Baśki.
Porządek panujący w jej rodzinie powinien mnie, człowieka
chaotycznego wschodu denerwować zamiast tego wzbudzał
podziw i respekt.

Marek, był w naszej klasie jedynym dzieciakiem innego wyznania.
Na lekcje religii chodziliśmy całą klasą po lekcjach do kościoła.
Marek często nas odprowadzał.
Nie pamiętam by ktokolwiek mu dokuczał, wytykał palcami.
Może dlatego, że wtedy obowiązywał rozdział państwa od kościoła,
szkoła była państwowa, dzieciaki nie czuły presji prawie obowiązkowego
uczęszczania na religię.
Do dzisiaj pamiętam oświadczyny Marka tak gdzieś w czwartej klasie
podstawówki, na moje pytanie "a gdzie weźmiemy ślub?" Marek
odpowiedział bez chwili zastanowienia, najpierw w moim kościele,
a potem w twoim.
Przecież to takie naturalne, prawda?
A jakże nie możliwe w naszym dorosłym życiu i w sumie dlaczego?

Trochę później, dość często chodziłam na spotkania młodzieży inaczej
niż ja wierzącej, wspólnie z nimi śpiewałam, chwaliłam Wszechwiedzącego
i do głowy mi nie przyszło, że mój Wszechwiedzący to jakiś inny
Wszechwiedzący i obrazi się za to co robię.
Z resztą wtedy były bardzo modne tzw. msze ekumeniczne, nie wiem
czy współczesny polski kościół jeszcze pamięta o tym ruchu.
Marek w pewnym momencie okazał się być nie ewangelikiem,
ale zielonoświątkowcem.
Nie zdziwiło mnie to za bardzo, bo już wtedy zrozumiałam, że w zasadzie
żaden człowiek na starcie  nie ma wyboru i jego wiara zależy od tego
w jakiej rodzinie się urodzi.
Jeśli trafi na rodzinę która wierzy....to będzie katolikiem, prawosławnym,
ewangelikiem, zielonoświątkowcem, wyznawcą islamu, jidysz czy co tam
jeszcze w temacie Wszechwiedzącego wymyślono.
Tak więc na wieść o zmianie wyznania przez Marka nie doznałam
szoku, a raczej wzbudziło to mój szacunek i chwilę refleksji,
                                       TO TAK MOŻNA????

Czasami myślę... jaka bym była gdybym nie wychowywała się w cieniu
białej bryły dawnego kościoła Menonitów ?


Tak, tak bo żeby było jeszcze bardziej wielokulturowo to przed wojną
był to kościół Menonitów, później Ewangelików, teraz jest to kościół
Zielonoświątkowców i być może to jeszcze nie koniec....

Tak sobie myślę, że pomimo wszelkich zagrożeń jakie niesie w sobie
wielokulturowość to zalety przeważają.
Szczególnie kiedy słucham obrońców naszej jedynie słusznej kultury
narodowo - katolickiej.
Uprzedzam tego nie da się wysłuchać do końca.


Brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.

Tak sobie myślę, że to bardzo ważne, żeby dzieciaki wychowywały się w różnych
konfiguracjach wyznaniowych i kulturowych.
Najłatwiej jest kształtować odruchy tolerancji na inność w dzieciństwie
niż zmieniać przekonania dorosłego człowieka.

Ja wiem, że nie ma idealnej recepty na wszystkie bolączki tego świata,
ale zamykanie się na innych prowadzi do chęci zniszczenia wszystkiego
co nie jest nasze, oswojone, a od tego prosta droga do islamskiego terroryzmu,
stosów inkwizycji, palenia czarownic i do STRACHU....