nie mogłam poradzić sobie z internetem.
Nie chciał działać w kąciku gdzie najlepiej mi się pisze.
Wspaniały uznał, że sama nie wiem czego chcę i dopiero
po kilku dniach smęcenia dał mi urządzenie, które w magiczny
sposób załatwiło sprawę znikającego internetu.
Tak więc wracam.
Mijające dni jakieś takie smutne.
Dopadła mnie wiadomość o śmierci Wojciecha Młynarskiego.
Zadumałam się...
Ceniłam go za umiejętność używania słów, odeszła kolejna osoba kojarząca mi się
nieodłącznie z moim tatą, ta piosenka to był wg mojego taty HIT.
Chyba już pisałam że wychowałam się w domu w którym
słuchało się przede wszystkim polskich piosenek.
Mój tata i jego najbliżsi koledzy bawili się przy polskich
wykonawcach.
Przede wszystkim Łazuka potem Grzesiuk, Karin Stanek,
Gniatkowski, Czerwone Gitary, Skaldowie, Grechuta,
Młynarski itd.
Jedynym awangardowym piosenkarzem którego w dzieciństwie
było dane mi słuchać, był Niemen i to tylko dlatego, że moja mama
go lubiła.
A i jeszcze Presley jedyny nie śpiewający po Polsku wykonawca.
W moim domu panowała polska piosenka, może dlatego
cenię w piosence przede wszystkim tekst i mam słabość
do dobrych tekstów.
Nasz dom był rozśpiewany i roztańczony, ale tylko po polsku.
Ponieważ cała bliska rodzina oraz koledzy taty mieszkali
w bliskim sąsiedztwie w naszym domu odbywały się często
imieninowe i prywatkowe imprezy.
Jak sobie dzisiaj przypomnę to sama nie wiem jak to było
możliwe, że wszystkim się chciało.
Moja mam urodziła się w Styczniu, a tata w Lutym,
bardzo długo obchodzili urodziny osobno, dopiero
później wpadli na pomysł, że można robić jedną imprezę.
Impreza urodzinowa w naszym domu to było małe wesele.
Na kilka dni przed gromadzone były zapasy jedzenia.
Krojenie sałatki i cebuli do śledzika dzień przed to była
okazja do pierwszego spotkania, pomagała babcia i brat mamy,
który świetnie gotował.
Dzień przed z pokoju babci do piwnicy wędrowały prawie wszystkie meble.
Potrzebna była sala taneczna.
Babcia uwielbiała imprezy i pomimo wieku, zawsze szczęśliwa zasiadała
na szczycie stołu i trwała przy nim do piątej rano.
Każda impreza zaczynała się od powitania gości w progu, w tle koniecznie
musiała lecieć ta i tylko ta piosenka...
Gości było sporo tak około trzydziestu, a całe mieszkanie moich rodziców to jakieś
57 metrów kwadratowych.
Czy możecie sobie wyobrazić, że w dzisiejszych czasach robicie w mieszkaniu, tak mniej
więcej raz w miesiącu mniejszą lub większą imprezę z tańcami i chóralnym śpiewem,
a sąsiedzi nie dość, że nie wzywają policji to jeszcze pożyczają krzesła...
Po przywitaniu gości, wszyscy zasiadali do stołu i nie będę ściemniać
po pierwszych procentach towarzystwo zaczynało się rozkręcać.
Najpierw było "Sto lat, Sto lat", "Niech im gwiazdka pomyślności",
a potem to już szło "Hej Sokoły", "Stokrotka", było też "Płonie ognisko i szumią knieje",
"Piosenka Łącznościowca", a jeszcze "Pałacyk Michla" i oczywiście "Bradiaga"...
A potem dopóki sił starczyło były tańce.
Tańczyli wszyscy starzy i młodzi z przytupem i zacięciem do rana.
To właśnie wtedy nauczyłam się tańczyć....
Idolem mojego taty był Fred Aster, jak oglądam ten filmik to ech...
Mam w oczach te same ruchy i prawie taki sam układ taneczny tylko
sala taneczna to dziewięciometrowy pokoik mojej babci...
Dobra dość wspomnień.
W zeszły piątek byłam, a jakże w TEATRZE - na "Marii Stuart" z Katarzyną Figurą.
Po "Nocy Iguany" byłam trochę kiepsko nastawiona, uważałam że
Figura nie jest aktorką teatralną (zbyt nachalna i przerysowana), a tu niespodzianka.
Dobry spektakl, świetnie zagrała królową Elżbietę.
I znów odniesień do polityki nie uniknę, spektakl ogólnie mówiąc jest o pożądaniu
władzy/tronu.
Na oparciu czarnego krzesła ktoś pisze KING i wszystkie postacie biorące
udział w przedstawieniu krążą dookoła tego krzesła, ktoś chociaż na chwilę chce
posadzić swoje cztery litery na tronie, ktoś inny się modli do władzy/tronu,
jeszcze ktoś robi sobie selfi siedząc na tronie..
Dwie królowe/kobiety walczą o władzę.
Niby oczywiste i przewidywalne, ale po raz kolejny zadumałam się nad
tym człowieczym genem/władzy, który niektórych - którym dana jest władza
nad innymi popycha do okrutnych czynów.
To tyle jeśli chodzi o łyk kultury "wyższej".
A co poza tym, a po za tym "oswajam lwiątko", oto one...
Dostałam zadanie "oswojenia" najmłodszego wnuka.
Będę pilnować go dwa razy w tygodniu, żeby mama mogła wrócić do pracy.
Powiem tak, łatwo nie jest bo to synek mamusi i tatusia, i jak tylko
któreś znika z zasięgu wzroku to rozpacz małego sięga Himalajów...
Pocieszam się, że kota sąsiadkę oswoiłam to i "lwiątko" oswoję.
Okazało się, że kot jest kotem kulturalnym i posiada umiejętności
picia z kubka, szczególnie mojego bo w moim zawsze można
znaleźć świeżą wodę...
Skubana tak potrafi pić, że łeb nie utknie i kropelki nie uroni.
A na zakończenie jeszcze jedna ulubiona piosenka mojego taty,
którą być może słucha teraz w osobistym wykonaniu Wojciecha Młynarskiego,
oj będę ryczeć....