czwartek, 23 marca 2017

Oj będę ryczeć....

W myśl oczywistego i trywialnego przysłowia iż "szewc bez butów chodzi"
nie mogłam poradzić sobie z internetem.
Nie chciał działać w kąciku gdzie najlepiej mi się pisze.
Wspaniały uznał, że sama nie wiem czego chcę i dopiero
po kilku dniach smęcenia dał mi  urządzenie, które w magiczny
sposób załatwiło sprawę znikającego internetu.



Tak więc wracam.
Mijające dni jakieś takie smutne.
Dopadła mnie wiadomość o śmierci Wojciecha Młynarskiego.
Zadumałam się...
Ceniłam go za umiejętność używania słów, odeszła kolejna osoba kojarząca mi się
nieodłącznie z moim tatą, ta piosenka to był wg mojego taty HIT.



Chyba już pisałam że wychowałam się w domu w którym
słuchało się przede wszystkim polskich piosenek.
Mój tata i jego najbliżsi koledzy bawili się przy polskich
wykonawcach.
Przede wszystkim Łazuka potem Grzesiuk, Karin Stanek,
Gniatkowski, Czerwone Gitary, Skaldowie, Grechuta,
Młynarski itd.

Jedynym awangardowym piosenkarzem którego w dzieciństwie
było dane mi słuchać, był Niemen i to tylko dlatego, że moja mama
go lubiła.
A i jeszcze Presley jedyny nie śpiewający po Polsku wykonawca.

W moim domu panowała polska piosenka, może dlatego
cenię w piosence przede wszystkim tekst i mam słabość
do dobrych tekstów.

Nasz dom był  rozśpiewany i roztańczony, ale tylko po polsku.
Ponieważ cała bliska rodzina oraz koledzy taty mieszkali
w bliskim sąsiedztwie  w naszym domu odbywały się często
imieninowe i prywatkowe imprezy.

Jak sobie dzisiaj przypomnę to sama nie wiem jak to było
możliwe, że wszystkim się chciało.
Moja mam urodziła się w Styczniu, a tata w Lutym,
bardzo długo obchodzili urodziny osobno, dopiero
później wpadli na pomysł, że można robić jedną imprezę.

Impreza urodzinowa w naszym domu to było małe wesele.
Na kilka dni przed gromadzone były zapasy jedzenia.
Krojenie sałatki i cebuli do śledzika dzień przed to była
okazja do pierwszego spotkania, pomagała babcia i brat mamy,
który świetnie gotował.
Dzień przed z pokoju babci do piwnicy wędrowały prawie wszystkie meble.
Potrzebna była sala taneczna.
Babcia uwielbiała imprezy i pomimo wieku, zawsze szczęśliwa zasiadała
na szczycie stołu i trwała przy nim do piątej rano.
Każda impreza zaczynała się od powitania gości w progu, w tle koniecznie
musiała lecieć ta i tylko ta piosenka...


Gości było sporo tak około trzydziestu, a całe mieszkanie moich rodziców to jakieś
57 metrów kwadratowych.
Czy możecie sobie wyobrazić, że w dzisiejszych czasach robicie w mieszkaniu, tak mniej
więcej raz w miesiącu mniejszą lub większą imprezę z tańcami i chóralnym śpiewem,
a sąsiedzi nie dość, że nie wzywają policji to jeszcze pożyczają krzesła...

Po przywitaniu gości, wszyscy zasiadali do stołu i nie będę ściemniać
po pierwszych procentach towarzystwo zaczynało się rozkręcać.
Najpierw było "Sto lat, Sto lat", "Niech im gwiazdka pomyślności",
a potem to już szło "Hej Sokoły", "Stokrotka", było też "Płonie ognisko i szumią knieje",
 "Piosenka Łącznościowca", a jeszcze "Pałacyk Michla" i oczywiście "Bradiaga"...



A potem dopóki sił starczyło były tańce.
Tańczyli wszyscy starzy i młodzi z przytupem i zacięciem do rana.
To właśnie wtedy nauczyłam się tańczyć....

Idolem mojego taty był Fred Aster, jak oglądam ten filmik to ech...
Mam w oczach te same ruchy i prawie taki sam układ taneczny tylko
sala taneczna to dziewięciometrowy pokoik mojej babci...



Dobra dość wspomnień.

W zeszły piątek byłam, a jakże w TEATRZE - na "Marii Stuart" z Katarzyną Figurą.
Po "Nocy Iguany" byłam trochę kiepsko nastawiona, uważałam że
Figura nie jest aktorką teatralną (zbyt nachalna i przerysowana), a tu niespodzianka.
Dobry spektakl, świetnie zagrała królową Elżbietę.
I znów odniesień do polityki nie uniknę, spektakl ogólnie mówiąc jest o pożądaniu
władzy/tronu.

Na oparciu czarnego krzesła ktoś pisze KING i wszystkie postacie biorące
udział w przedstawieniu krążą dookoła tego krzesła, ktoś chociaż na chwilę chce
posadzić swoje cztery litery na tronie, ktoś inny się modli do władzy/tronu,
jeszcze ktoś robi sobie selfi siedząc na tronie..
Dwie królowe/kobiety walczą o władzę.
Niby oczywiste i przewidywalne, ale po raz kolejny zadumałam się nad
tym człowieczym genem/władzy, który niektórych - którym dana jest władza
nad innymi popycha do okrutnych czynów.
To tyle jeśli chodzi o łyk kultury "wyższej".

A co poza tym, a po za tym "oswajam lwiątko", oto one...


Dostałam zadanie "oswojenia" najmłodszego wnuka.
Będę pilnować go dwa razy w tygodniu, żeby mama mogła wrócić do pracy.
Powiem tak, łatwo nie jest bo to synek mamusi i tatusia, i jak tylko
któreś znika z zasięgu wzroku to rozpacz małego sięga Himalajów...

Pocieszam się, że kota sąsiadkę oswoiłam to i "lwiątko" oswoję.
Okazało się, że kot jest kotem kulturalnym i posiada umiejętności
picia z kubka, szczególnie mojego bo w moim zawsze można
znaleźć świeżą wodę...


Skubana tak potrafi pić, że łeb nie utknie i kropelki nie uroni.

A na zakończenie jeszcze jedna ulubiona piosenka mojego taty,
którą być może słucha teraz w osobistym wykonaniu Wojciecha Młynarskiego,
oj będę ryczeć....






8 komentarzy:

  1. Ach te wspomnienia! Nie było dużo, ale było fajnie... ludzie cieszyli się życiem, tym co ofiarowywał dany dzień. Było swojsko, wesoło i uważam bajecznie. Odeszło i nie wróci, szczególnie teraz gdy jeden na drugiego patrzy wilkiem. Jednakże gdy jestem u mamy, słyszę, że tu i tam się bawią: montują namioty, każdy bierze to na czym potrafi grać, ludziska się schodzą i wspólnie bawią; muzyka inna ale ten duch sprzed lat jeszcze tkwi w niektórych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając to, że wspomnienia są z reguły odarte z nieprzyjemnych zdarzeń, o których staramy się zapominać to były jednak czasy prywatek/domówek.
      Moje wesele też było w domu odbywało się na dwóch piętrach, sala jadalna była w pokoju sąsiadki na piętrze, a tańce na dole w mieszkaniu moich rodziców.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Powtórzę za poprzedniczką,było mniej ale fajnie a ludzie jacyś bardziej przyjaźni:)))teraz zabawa nie jest taka naturalna i wszyscy chcą się bawić w komfortowych warunkach:)))wnuk na pewno przyzwyczai się do babci:))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oceniam czy to było lepiej czy gorzej, bo teraz na pewno jest inaczej.
      Trochę żal tej spontaniczności, taty koledzy wpadali z nową płytą, mama gotowała jajka na twardo i już się zawiązywała mała "prywatka".
      Mam nadzieję, że uda się dość szybko "oswoić małego", chociaż wygląda na twardego zawodnika.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Nie wszystkie domy nosiły miano otwartych, ale trochę ich było. A tańców szczerze zazdroszczę. Bardzo mi ich w życiu brakowało.
    Oczami wyobraźni już widzę Twoją komitywę z wnukiem! ;))
    Pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że bardzo powoli idzie "oswajanie" wnuka. Mały uparty jest na tatę i mamę strasznie. Jak tylko tata zniknie, łzy tryskają widowiskowo.
      Oczywiście jest to żal trochę na pokaz. Osiągnęliśmy tyle, że zaczyna się bawić i babcia może go już pocieszyć w smutku. Powoli posuwamy się do przodu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. też pamiętam pierwsze płyty z domu rodzinnego i też były głównie polskich wykonawców, bo innych w państwowych sklepach raczej nie było... sytuację ratowały pocztówki i jakieś pojedyncze winyle nieznanego pochodzenia...
    dopiero nieco później się ruszyło... w księgarniach /bo tam się kupowało płyty, tudzież wszelkie artykuły papiernicze/ pojawiły się płyty zagranicznych wykonawców /za które zresztą nie zobaczyli ani grosza z tytułu praw autorskich/, zaś "mekką" stał się Ośrodek Kultury Węgierskiej, tam był dopiero wypas...
    ...
    nasza kocica pije ze szklanki techniką "łapka lizana"... inna sprawa, że nie jest łatwe ją zastać przy tej czynności... jako dobrze wychowany kot włazi na kuchenny stół tylko wtedy, gdy nikt nie widzi...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza nie nasza kocia w swoim domu chyba chodzi po stołach. Jest bardzo inteligentna bo zgodziła się, że u nas po stole kuchennym się nie chodzi.
      A na stole w pokoju można na poduszce poleżeć.
      Wychodzę z założenia, że gość może więcej.
      Pozdrawiam.

      Usuń