piątek, 2 sierpnia 2019

Jesteśmy niegrzeczni...


Śpiewam sobie po cichutku...


Wnuki wyjechały na wakacje - wolność- można szaleć, ale - ale, zaraz,
zaraz ..... prababcie zostały.
Pozwoliłam sobie na szklaneczkę "Jaśka wędrowniczka", bo mam dwa tygodnie
wakacji, bo wiecie w dzisiejszych czasach to jak się pilnuje, wyciera i podciera, pociesza
i rozwiązuje problemy podopiecznych to, to wszystko trzeba robić na trzeźwo,
obowiązkowo.

Mówię do Wspaniałego:
- wiesz nie mogę wypić piwa, bo jak prababcia dajmy na to
  zleci ze schodów i coś sobie złamie, i opiekuna zbadają alkomatem,
  to opiekuna pokażą w TV.
A Wspaniały:
- no tak i zabiorą nam prawa do opieki nad prabacią...
A ja na to:
- niech zabierają jak swoje...

A tak na poważnie, czasami myślę sobie jak to się stało,
że moim rodzicom nie zabrali praw rodzicielskich
za to, że mama moja wspaniała zostawiała mnie oseska
nakarmionego butelką samą w domu na dwie godziny.
Moi rodzice pracowali na zmiany i mama musiała biec
do pracy, a tata wracał z pracy po dwóch godzinach
od wyjścia mojej mamy.
A ja sobie leżałam w łóżeczku sama i nawet nie pamiętam
czy się bałam.
Takie były czasy.
Jak już się wiekowo nadawałam to mnie oddawali
do żłobka i już.

A jak mając dziesięć lat zostawiali mi pod opieką
brata mojego oseska i szli na sylwestra.
A jak,  nad jeziorem, pod namiotem pilnowałam
brata oseska, a moi rodzice oddawali się życiu
towarzyskiemu trzy kilometry dalej.
Takie były czasy.

No i wyrosłam w rodzinie wspaniałej dla mnie,
a dzisiaj pewnie określonej by jako patologiczna.
Wyrosłam na odpowiedzialną opiekunkę.
Ale dzisiaj mam pierwszy dzień wakacji
i kurczaczek zaryzykuje utratę praw do opieki
nad prababciami...

A jutro spotkanie ze znajomymi i, a jakże...
                                                   A pojutrze rower i grzybobranie...


                                                I do Gdyni po świeże szprotki...


                                                         I do lasu nad rzeczkę...


I widoków podziwianie...


                                                          I szycie, przerabianie...



A skończy się pewnie na wielkim sprzątaniu.

Wyjechali...Ech i już tęsknię...




2 komentarze:

  1. Na pewno natrafiłaś na takiego mema, kiedy dzieci przeżywały szczęśliwie wszystkie możliwe zagrożenia- od samodzielnych zabaw na trzepaku po picie z jednej butelki... To były kompletnie inne czasy! A dzieci uczyły się samodzielności i zaradności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za spóźnioną odpowiedź taki mam słabszy czas.
    Chociaż staram się jak mogę iść z duchem czasu - to od czasu do czasu dopada mnie wiekowa nostalgia za tym co minęło, ot taka słabość ludzi starszych.
    Pozdrawiam i cieszę, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń