niedziela, 25 kwietnia 2021

Taka sytuacja...na NFZ się nie da...

Teraz nastąpi opis trzech tygodni jazdy bez trzymanki, czyli czołowe

zderzenie ze służbą zdrowia

Niektórzy wiedzą, że między innymi opiekujemy się ze Wspaniałym dwoma mamami.

Mama Wspaniałego mieszka z nami na stałe, a moja mama jeszcze przez

chwilę mieszka sama.

Prababcia domowa po wylewie, zawale z cukrzycą jest mocno niepełnosprawna.

Nie mówi nie czyta nie pisze ogólnie nie...

Moja mama dość sprawna fizycznie niestety z galopującą demencją.


Prababcie zaszczepiłam w lutym. Dwiema dawkami Pfizera.

Oprócz bólu ręki u jednej nic się im nie zadziało.

No właśnie...zbiegiem okoliczności zadziało się...

Nie, nie w związku ze szczepieniem.

W marcu moja mama nie wdając się w szczegóły

zaniemogła na sprawy wydawało się kobiece.

Wizyta u specjalisty na NFZ to czas oczekiwania pół roku...

Wizyta prywatna za trzy dni...

Pani ginekolog zajrzała  i opierając się o ścianę wyszeptała do mnie

"dobrze to nie wygląda, może być krwotok" i wypisała skierowanie do szpitala.

Pocieszyła mnie jeszcze, że to nie musi być rak i może się skończyć

tylko na usunięciu zmiany, ale może być i rak???

Ja zbladłam i struchlałam, jak, gdzie, kiedy.

Przecież jest Covid. 

Mnie nie wpuszczą do szpitala. 

Mama pięć minut po wizycie nie pamięta, że była na wizycie!!!!!!!!

Nic nie powie lekarzowi ja muszę być wszędzie z nią!!!!

Ja jeszcze nie szczepiona!!!!!

O Wszechwiedzący...

Zapada decyzja robimy zabieg za pieniądze.

Prababcia coś tam odłożyła, najwyżej "ostatnia posługa" będzie

skromniejsza.

Dzwonię w poniedziałek do znanego mi lekarza ginekologa operującego

w prywatnym szpitalu i prababcia ma termin zabiegu na czwartek.

Wszystkie dodatkowe badania robimy na szybko za pieniądze.

Prababcia jest szczepiona, ale test na Covid musi mieć, 100PLN.

Dobra jakoś to będzie.

Babcia uszykowana stawia się w czwartek na zabieg.

Siedzę jak na szpilkach, po południu telefon i...

dostaje pałką w łeb mój siwy.

Pan doktor mi melduje, że ginekologicznie to mama

raczej jest O.K. , oczywiście wycinki pobrane, ale tu

raczej potrzebny jest UROLOG bo to raczej jest guz

cewki moczowej.

Popłakałam się z nerwów.

Diagnoza guz nie brzmi dobrze, doktor GOOGLE 

podpowiada, że nie jest dobrze, a nawet bardzo źle.

Za chwile mogę mieć na pokładzie prababcie z workiem 

na siusiu.

Nadmienię, że zabieg ginekologiczny kosztował 4,500 PLN.

Myślę sobie, że jak to rak to trzeba załatwić kartę "DILO",

bo nas nie stać na prywatne leczenie onkologiczne.

"Lekarz podstawowy" bez problemu wypisał kartę - fajnie???

Tylko, że telefoniczne próby rejestracji karty spełzły na niczym.

Onkolinia nie działa.

Mija drugi tydzień, wiem tyle, że za moment mogę mieć

pod opieką prababcie bez pęcherza.

Dzwonię więc do prywatnego urologa.

Wizyta plus badanie kamerką takie nowoczesne giętkoigłowe

bez zanieczulenia ogólnego to 1200PLN.

O.K. zgoda -  najwyżej "ostatnia posługa" będzie jeszcze skromniejsza.

Jedziemy na wizytę, pan doktor zagląda, ja zaglądam hurra

prawdopodobnie to nie rak tylko coś co trzeba w miarę szybko

zoperować, żeby prababcia nie przestała sikać.

O Wszechwiedzący na NFZ termin nie wiadomo kiedy bo to nie 

jest operacja ratująca życie.

Koszt operacji, prywatnie razem z podstawowymi badaniami + oczywiście 

ponownie test na COVID - 7500PLN.

Decyzja mogła być tylko jedna, robimy prywatnie.

Postanowione prababcia ma żyć bo "ostatniej posługi" nie będzie,

bo nie będzie za co...

I tak prababcia miała w piątek operację, wczoraj przywieźliśmy

 ją do nas na szczęście bez cewnika UFFF...  i teraz walczymy, 

żeby nie została u nas na stałe.

Niech jeszcze pomieszka na swoim dla naszego zdrowia psychicznego.

Dwie prababcie w domu to nie jest łatwe.

Śniadanie dwie kaszki, a potem obiadek, a potem kolacyjka, a potem

"siusiu, paciorek i spać" itd, itd, itd....


Tak więc czekamy teraz na histopatologię i mam nadzieję na chwilę spokoju?

HA, HA obawiam się, że po raz kolejny Wszechwiedzący się roześmieje

i coś dla nas wymyśli.

I jeszcze tak z serii "pogadali sobie":

Mówię do Wspaniałego:

- Wiesz ten preparat na oczy jest kapitalny.

Wspaniały pyta:

- A ja dostaję?

Ja mówię:
- Nie.

Wspaniały:

- A dlaczego ja nie dostaję?

Ja odpowiadam :

- Bo nie masz dziury w oku (mam dziurę w oku prawdopodobnie pourazową)

Wspaniały odpowiada:

- To sobie zrobię.

Jak Wspaniały cos powie to już powie.


                            Zakręcona Friganka.          

Idę na Kurodomę trochę poopowiadać.

4 komentarze:

  1. Zbladłam! Boże!!! Przez co Wy musicie przechodzić!!
    Musicie? Nie można tego jakoś rodzinnie rozłożyć? Finansowo i opiekuńczo? Czy obydwoje jesteście jedynakami?!... Przepraszam Cię, ale nie nie mogłam się powstrzymać. Przeraziło mnie to, o czym napisałaś.
    Dużo dobrych życzeń i ciepłych myśli podsyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się złożyło, że Wspaniały jest jedynakiem i to takim tylko on i mama. Ja mam brata (dziesięć lat młodszego), który jak może to mi pomaga, ale wiadomo, że jeśli coś to mama będzie u mnie. Odwlekamy to jak możemy, ale chyba to kwestia raczej tygodni. Pocieszam się, że zawsze może być gorzej, marne pocieszenie, ale zawsze jakieś.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Masakra.Ja tu w czasie covidu miałam dwie operacje okulistyczne, na pierwszą czekałam miesiąc, na drugą 2 tygodnie po pierwszej.Po operacji miałam już 3 kontrole, 29b.m.mam ostatnią i już dobrane szkła, bo do czytania zdaniem p. doktor -trzeba. Mnie prywatnie kosztowało tylko jedno badanie za 85 U, operacje i reszta na Kasę Chorych, a mam tę najtańszą, dla bezrobotnych , uchodźców itp. Okulary - oprawki tu są z reguły darmowe, same szkła i robocizna 17,50€-płacę sama.W międzyczasie miewałam wizyty u specjalistów, chociaż w Berlinie covid grasuje jak jasny gwint.Kontakt z lekarzem rodzinnym - bez problemu. 30.IV mam drugie szczepienie Pfizerem.Sami mnie na te szczepienia wzywają. Po pierwszej wizycie pacjenta u specjalisty to przychodnia wzywa pacjenta a pacjent nie pałęta się pod drzwiami. Zaczynam doceniać swój, zdaniem moich znajomych, zły pomysł porzucenia kraju tzw. rodzinnego.Nie wrócę.
    Przeraża mnie to co napisałaś i jest mi naprawdę niewymownie przykro.Bo jakby na to nie spojrzeć to sytuacja jest właściwie patowa.
    Przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to określiłaś, faktycznie jest pat. Jeszcze mam nadzieję, że mama wróci do siebie, ale to tylko nadzieja.
      Nie chcę zgrywać twardziela zwyczajnie się boję jak to będzie.
      Pozdrawiam.

      Usuń