wtorek, 25 lutego 2020

Przeżyłam w końcu nie ja pierwsza i nie ja ostatnia, człowieczy taki los...


Prawie dwa miesiące po operacji czuję się prawie dobrze, a nawet bardzo dobrze.
"Sepuku" zrobili mi 3 Stycznia w piątek, w szpitalu Swissmed, wydłubali co trzeba
było, zaszyli na okrętkę i na salę.
Operacja trwała półtorej godziny, a poniewaz znieczulenie było zewnątrzoponowe
to byłam w miarę przytomna.

Leżę sobie, siusiam w woreczek i myślę no w sumie fajnie jest, nic mnie boli,
muzyczki sobie posłucham, książkę poczytam, w internetach pobuszuję,
dam rade.

I wszystko by było dobrze gdyby mi nie dali morfiny.
Dostałam zastrzyk myślę sobie no to pośpię na haju, ale przecież
ja nie mogę normalnie jak inni...
Najpierw jeden zawrot głowy, potem drugi, i się zaczęła jazda.
Okazało się, że jestem uczulona na morfinę i nie mogę.

O Wszechwiedzący rzyganie z przeciętym brzuchem to "jazda bez trzymanki".
Napędziłam stracha wszystkim w tym i sobie.
Jedno wiem "morfinistką" nie zostanę, wizji brak, a inne atrakcje nie dla mnie.

No dobra przetrwałam noc, trochę się stresowałam bo po mnie operowana była
jeszcze jedna pacjentka i jej nie przywieźli przez całą noc z pooperacyjnej.
Miała pełną narkozę i ciężko się budziła.
Odgłosy jakie słyszałam to był horror, krzyki, chrapanie, harczenie
o ludzie, myślałam, że to koniec, ale...

Jakoś tak w sobotę po południu przywieźli moją współlokatorkę.
Przemiła osoba, jak nas odłączyli od wszystkiego pospacerowałyśmy
na dwór, ona na papierosa ja dla towarzystwa.

I wszystko byłoby super gdyby nie nastała noc, powiem tak.
Każdy trochę chrapie, ale tak chrapiącej osoby ja w życiu
nie słyszałam.
O Wszechwiedzący, to było coś nie do opowiedzenia.
Okazało się, że to co słyszałam na pooperacyjnej to
było chrapanie, lekarze też nie wiedzieli co sie dzieje
i pomyśleli, że pacjentka dostała szoku dlatego przetrzymali ją
dłużej.

Miałam słuchawki, latareczkę i książkę, jakoś przetrwałam noc.

Na szczęście w niedzielę wypisali nas do domu i nie musiałam
spędzać jeszcze jednej bezsennej nocy.

Pierwszy miesiąc po operacji łatwo nie było, ale muszę przyznać,
że mało bolało i dosyć szybko dochodziłam do siebie,
Potomkowie ze Wspaniałym na czele pomagali jak mogli.
Teraz z każdym dniem jest lepiej i mam nadzieje, że tak
pod koniec marca ruszę na rower.

Trochę mi siadła kondycja, ale już jeżdżę, samochodem, chodzę
na spacery.

Dużo odpoczywałam i odpoczywam, wkurza mnie to siedzenie,
rower śni mi się po nocach.

Trochę więcej czytam i robię różnych rzeczy z papieru, i z włóczki,
i z koralików, i w ogóle szukam zajęcia dla rąk.

Nie wiem czy oglądaliście serial "Grace i Frankie" ja jestem
trochę jak Frankie.
No i znudził mnie brązowy nudny sweterek więc przerabiam
na trochę "Boho"?
Zdjęcie przekłamuje kolory, to co jest białe w rzeczywistości jest  żółte.
Będą jeszcze rękawy też wykończone "kwadratami babuni".


  Powstała też kamizelka z kwadratów.


I wogóle kwadraty rządzą.


Z papieru są myszki strasznie mi się podobają tak jak i fotografia kota w koronie
i królewskim płaszczu.


Zdjęcia są z dziś i tak wzrok Was nie myli mam jeszcze choinkę, a kto
mi zabroni mieć "choinkę całoroczną", nie sypie się uschła uroczo.
Obwiesiłam koralikowymi postaciami z bajek i wnuki mają radochę.
Może powieszę jajka i kurczaki.
Mam w nosie przepisy na życie wg zasad.


Śniegu brak, ale na moim porożu wiszą śnieżynki z koralikówi, wieniec
jest jesienny z papieru bo przyroda też postanowiła nie trzymać się zasad
i nie może się zdecydować, wiosna to czy zima, a może jeszcze jesień?


I jeszcze taki kartofelek znalazłam podczas szykowania obiadu w okolicach Walentynek.


A to jest mój, już chyba mój "Kot proszący", nauczyłam dawać łapę
za smakołyka to teraz prosi i prosi.


No nie dasz mi nie dasz, no daj błagam, popatrz jakie mam duże oczy to z głodu.
Głodzą koooooooooooota...ale ty jesteś kobieto nie czuła na wdzięk i urok, i czar...


Ps
Na Kurodomie - świat - tyle się dzieje, że nie nadążam.