Postanowiłam powoli wracać bo... świat się nie zatrzymał.
Internet nie jest miejscem (przynajmniej dla mnie) do zwierzeń, szczególnie tak bolesnych. Nic nie będzie już jak dawniej, oswajam traumę i pewnie do końca życia będę oswajać się ze stratą.
Chwała tym, którzy wymyślili "Centrum Kryzysowe". W ekstremalnych sytuacjach warto skorzystać. Rozmowa z psychologiem, który jest obcą, nie zaangażowaną emocjonalnie osobą w początkowej fazie traumy bardzo pomaga. Umawiasz się na dzień i godzinę, jesteś zmuszona do ubrania się i wyjścia z domu. Możesz powiedzieć w zasadzie wszystko, opowiedzieć o demonach w głowie, wypłakać się.
Wszyscy otaczający kochający Cię ludzie mówią, żebyś nie płakała, żebyś pomyślała o tych którzy żyją, o świecie który się nie zatrzymał, doceniasz to uruchamiasz rozum i się starasz, nic nie pokazujesz a w środku wyjesz.
I wtedy pani psycholog mówi jedno oczywiste zdanie " rozpacz będzie przychodziła jak "morska fala" - obejmie panią i wtedy niech pani pozwoli sobie na emocje, ale też niech pani pamięta, że "morska fala" się cofa. I tak na razie żyję od fali do fali.
Wydawało mi się, że nie będę w stanie wrócić do opieki nad wnukami, do robótek, do odwiedzin u prababć tym bardziej, że prababcie nic nie wiedzą, ale teraźniejszość jest nie do zatrzymania, nieustannie się dzieje i tylko tak trudno pogodzić się, że wszystko przemija, a przyszłość jest nie pewna.