czwartek, 15 czerwca 2023

Nie martw się jutro będzie gorzej...

Chodzę sobie po tym świecie i wydaje mi się, że już zrozumiałam, opanowałam emocje, pogodziłam się i nagle bum - informacja w ogólnopolskich mediach o śmierci kogoś kogo nie znałam osobiście, ale znam jego tatę. Co prawda na gruncie służbowym, ale jednak znam. I się uruchamiają emocje bo wiem co przeżywa rodzina, bo też straciłam, bo taki podobny, bo taki młody, bo tyle jeszcze mógł i wybucham. 

Niby godzę się z chorobą Wspaniałego bo też Wspaniały wspaniale sobie radzi w tej bardzo trudnej sytuacji, ale wystarczy słabszy wynik czegoś tam i wybucham.

W mediach piszą o kolejnej kobiecie w ciąży, która straciła życie bo lekarze się bali i czekali aż płód obumrze i wybucham.

W przyszłym tygodniu idę do pani psycholog pogadać, a w między czasie jako "amatorka buddystka ateistka" słucham podsuniętej przez Matrixa mowy Ajahna Brahma "O radzeniu sobie z emocjami".


Żebym ja jeszcze umiała zastosować to w życiu.

Dobra w między czasie zdarzyło się też coś fajnego. Kolejne odwiedziny mojej odnalezionej po ponad trzydziestu latach licealnej przyjaciółki z którą przez cztery lata szkoły tworzyłyśmy dwuosobową organizację po nazwą "WOJ" czyli "Walka Osamotnionych Jednostek'. W którymś poście opisuję jak się odnalazłyśmy jak ktoś zainteresowany to niech szuka w archiwum.

Nasza znajomość opierała się na miłości bezkrytycznej do literatury i twórczości własnej która to twórczość przetrwała w zeszycie szkolnym przechowywanym przez ponad trzydzieści lat. Powiastki, sonety, gazetki, rysunki i coś tam jeszcze...

W stylu "Słuchaj dzieweczko, ona nie słucha - głucha jest ? Nie nie jest głucha"...

Przyjechała, nawiedziła mnie i znów było jak dawniej.

Sama nie mogę się przestać dziwić, że po tylu latach i po tylu przejściach my mamy o czym gadać. Czytamy, oglądamy, lubimy prawie to samo, wzrusza nas to samo... 

Odleciała, poleciała, ale umowa jest, że przyleci pod koniec lipca i spotkamy się z jeszcze jedną licealną koleżanką z tamtych lat, która się odnalazła po latach.

A co po za tym, gotuje i gotuje bo Wspaniały musi się dobrze odżywiać. Myślałam, że po tylu latach gotowania nic mnie nie zaskoczy, a zaskoczyło mnie odkrycie makaronu ryżowego do sałatek.

Chodzę na rehabilitację po operacji biodra, oczywiście płatną bo ta bezpłatna to termin okolice marca przyszłego roku.

Moim żelaznym biodrem jestem zachwycona, żyję bez bólu, chodzę bez kuli, prowadzę samochód i czekam na pozwolenie od pana doktora na ROWER. Wiem, że ludzie różnie mówią jedni sobie chwalą inni narzekają. Myślę, że niektórzy oczekują, że biodro będzie takie jak w wieku 18 lat. Są pewne ograniczenia (zaraz po operacji bardziej restrykcyjne, ale z upływem czasu można coraz więcej). Wszystko zależy od nastawienia i przede wszystkim od tego w jakiej kondycji było się przed operacją. 

Co jeszcze? Moje ADHD rąk nie daje mi spokoju i tak mój najmłodszy wnuk upomniał się o letnie ubranka dla misiów. Babcia zrobiła. I teraz "misie bracia" wyglądają tak.


Natomiast hafciarstwo krzyżykowe przeniosło się ze ściany (bo ileż można mieć obrazków) na ubrania i mam taką oto bluzę z kolorowym kotem. Bardzo mi się podoba bo lubię hafty na ubraniach.



Nosz podoba mi się ten kot. W kwestii haftowanych na ubraniach kotów nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.




Wybuchowa Friganka.