W osiedlowej biblioteczce od czasu do czasu ktoś wykłada
stosik gazet.
Polityka, Newsweek i ...mniam... "Wysokie Obcasy".
"Mniam", bo to gazetka wprost kipiąca od bardzo kobiecego punktu widzenia,
momentami jest to bardzo "przekobiecony" punkt widzenia,
ale mi tego trzeba bo...
Urodziłam się jako pierwsze dziecko moich rodziców.
Tata kochał mnie jak córkę, a uczył wszystkiego jak syna,
ale kiedy próbowałam zdobywać świat jak chłopak,
cofał się i mówił stop "jesteś jednak córką".
Mama była do szpiku kości kobieca, ale kobieca wg modelu
"prawicowego", podstawowe słowo jakiego używała to było słówko
"dziewczynce nie wypada".
Przez pierwszych dziesięć lat życia wychowywałam się w towarzystwie
dwóch braci mojej mamy, którzy byli starsi ode mnie o nie całe
dziesięć lat i licznej ilości kolegów taty.
Kiedy skończyłam dziesięć lat urodził się mój brat i znów pierwiastek
męski.
Tak więc wychowywałam się raczej w męskim towarzystwie z domieszką
dzielnych, cierpiących kobiet (których losy już kiedyś opisywałam), a które
to kobiety wolałyby nie musieć być takie dzielne i cierpiące.
Dopiero na studiach zauważyłam jak bardzo brakuje mi kobiecego
spojrzenia na świat.
Wtedy myślałam, że brakuje mi umiejętności ubierania się jak kobieta,
umiejętności malowania bo to kojarzyło mi się z tym co niektórzy
określają słowem "kobiecość".
Nie odczuwałam tzw "solidarności jajników".
Mama uczyła mnie, że koleżanki to zagrożenie dla małżeństwa,
że wina za rozpad związku to wina kobiety bo mężczyzna słaby jest
i ... no wiecie znacie ten "prawicowy punkt widzenia".
Tata wolał mnie w wydaniu "chłopczyca", bo wiecie to bezpieczniejsze
jest dla dorastającej córki i chroniącego jej przed zakusami męskiego świata, ojca.
I tak sobie weszłam w swój dojrzały świat jako "pomieszanie z poplątaniem".
Jedną nogą tu, drugą nogą tam.
Imponowałam sobie, że potrafię pomalować, wystrugać, podnieść, przenieść
urządzić, ale miałam kompleks braku kobiecości w rozumieniu bardzo
infantylnym (ubieranie, malowanie, kokietowanie).
Żyłam sobie w poglądach po środku, paradoksalnie socjalistyczna
rzeczywistość wg mnie ułatwiała życie kobietom chcącym pracować.
Żłobki, przedszkola, szkolne stołówki, kolonie, aborcja w praktyce na życzenie.
Ciąża to nie choroba.
Kobiety na traktory...
Moja "prawicowa mama" powiedziała mi, że nie wyobrażała sobie,
że nie będzie pracować, ale mi życzy żebym ja nigdy nie musiała
pracować - pomieszanie z poplątaniem.
Akurat w czasie mojego wieku "dorosłego prokreacyjnego"
świat wokół mnie zaczął się przechylać w prawo.
Zabrano kobietom prawo do aborcji, ciąża okazała się być
stanem błogosławionym, rola żony i matki stanem coraz bardziej
propagowanym, religia weszła do szkół, a kościół umościł
się w okolicach władzy ustawodawczej i wykonawczej.
I pewnego dnia nagle było już pozamiatane, okazało się,
że kobiety znów muszą zaczynać walczyć o prawa człowieka.
Ledwo wyszły z kuchni, a tu zaganiają je z powrotem do kuchni.
O sobie mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem kobietą
domową, czy był to mój świadomy wybór?
Bardziej wybór środowiskowy i okolicznościowy.
Zaraz ktoś zapyta o szczęście? spełnienie?
Odpowiem trochę filozoficznie, żeby odczuć szczęście
trzeba zaznać nieszczęścia, żeby odczuć spełnienie, trzeba
zaznać niespełnienia itd na tym polega życie.
Jestem przeważnie szczęśliwa chociaż bywam nieszczęśliwa,
jestem przeważnie spełniona chociaż bywam niespełniona.
Popatrzcie na to zdjęcie, zatęsknicie za czymś?
Może za inną planetą, a może za....Czlowiek ciągle ma uczucie niedosytu, ciągle mu mało...
Paradoksalnie zamiast na starość dewocieć i przechylać się w stronę
prawicowych poglądów ja robię się bardziej "siostrzana".
Dopiero w mocno średnim wieku i w miarę zmieniającego się świata
zaczynam dostrzegać "kobiecy punkt widzenia".
Może to też wynikać z tego, że na tą chwilę, górą są prawicowe elity polityczne,
a ich działalność polega przede wszystkim na ogromnej potrzebie
ograniczania praw kobiet i osób nieheteronormatywnych.
(Wywiad w "Wysokich Obcasach" z Klementyną Suchanow
między innymi o jej książce "To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści
i nowe średniowiecze". Jutro do księgarni, muszę i chcę przeczytać ).
Jeśli się posłucha wypowiedzi naszych rodzimych politycznych prawicowców
(polityków i polityczek) to z ich ust popłyną gładkie słowa o pielęgnowaniu wartości
rodzinnych czyli:
- Kobieta przede wszystkim prawowita żona
- Kobieta matka rodzicielka, karmicielka.
- Kobieta cierpliwa, wyrozumiała żona
- Kobieta skromna z pozornym prawem wyboru (oczywiście kiedy już urodzi
i odchowa).
- Kobieta w wieku starszym, oczywiście babcia, pilnie uczęszczająca do
"kościółka" odpowiednio do wieku ubrana.
- Kobieta jeśli "zajdzie" traci prawa człowieka, a staje się inkubatorem.
- Kobieta nie ma prawa żądać, może tylko grzecznie prosić.
- Feministka to nie kobieta, bo kobieta nie może być wulgarna,
byle jak ubrana, fuj taka nie "KOBIECA!".
itd.
Zamyśliłam się hmmm "czy ja jestem bardziej po tej czy po tamtej
stronie, czy jestem bardziej "siostrzana" czy bardziej "braterska"?
Najmłodszy potomek na moje dylematy powiedział,
że "my jesteśmy takimi centrowcami".
Dobra po przemyśleniach powiem tak:
Nigdy nie czułam się ani po jednej ani po drugiej stronie,
(wynik mojego wychowania) uważam, że nie ma świata kobiet
i świata mężczyzn.
Jest jeden wspólny świat LUDZI i jedne prawa człowieka
dla wszystkich, ale:
Oczywiście są i pewnie zawsze będą tacy którzy dla władzy
będą manipulować społeczeństwem i napuszczać jednych na drugich,
w ostatnich latach to "prawicowi ludzie" są górą i dlatego pewnie chwilowo
moja "siostrzana strona osobowości" bierze górę nad "chłopczyca".
Nie zdążę już być jak te kobiety z "Wysokich obcasów" może w następnym
wcieleniu?
Pamiętajcie "Nikt nie jest doskonały"
Przeczytałam, przemyślę, spróbuję dopasować do swojej życiowej sytuacji...
OdpowiedzUsuńByłam hodowana przez dziadków, więc raczej jak "panienka z dobrego domu" ale z mottem te dwie płcie nie powinny być wrogie wobec siebie ale współpracować.Nie jestem nastawiona wrogo ani do kobiet ani do mężczyzn ale generalnie do wszystkich bezmyślnych osób obu płci.
OdpowiedzUsuńMiłego:)
P.S.
Kiedyś pewien człowiek powiedział o mnie,że jestem przekobieconym facetem, bo będąc niewątpliwie 100% babą myślę jak chłop.