niedziela, 3 stycznia 2021

Rozdwojenie osobowości...

 

W osiedlowej biblioteczce od czasu do czasu ktoś wykłada

stosik gazet. 

Polityka, Newsweek i ...mniam... "Wysokie Obcasy".

"Mniam", bo to gazetka wprost kipiąca od bardzo kobiecego punktu widzenia,

momentami jest to bardzo "przekobiecony" punkt widzenia,

ale mi tego trzeba bo...


Urodziłam się jako pierwsze dziecko moich rodziców.

Tata kochał mnie jak córkę, a uczył wszystkiego jak syna,

ale kiedy próbowałam zdobywać świat jak chłopak,

cofał się i mówił stop "jesteś jednak córką".

Mama była do szpiku kości kobieca, ale kobieca wg modelu

"prawicowego", podstawowe słowo jakiego używała to było słówko

"dziewczynce nie wypada".

Przez pierwszych dziesięć lat życia wychowywałam się w towarzystwie

dwóch braci mojej mamy, którzy byli starsi ode mnie o nie całe

dziesięć lat i licznej ilości kolegów taty.

Kiedy skończyłam dziesięć lat urodził się mój brat i znów pierwiastek

męski.

Tak więc wychowywałam się raczej w męskim towarzystwie z domieszką

dzielnych, cierpiących kobiet (których losy już kiedyś opisywałam), a które

to kobiety wolałyby nie musieć być takie dzielne i cierpiące.


Dopiero na studiach zauważyłam jak bardzo brakuje mi kobiecego

spojrzenia na świat. 

Wtedy myślałam, że brakuje mi umiejętności ubierania się jak kobieta,

umiejętności malowania bo to kojarzyło mi się z tym co niektórzy

określają słowem "kobiecość".


Nie odczuwałam tzw "solidarności jajników".

Mama uczyła mnie, że koleżanki to zagrożenie dla małżeństwa,

że wina za rozpad związku to wina kobiety bo mężczyzna słaby jest

i ... no wiecie znacie ten "prawicowy punkt widzenia".

Tata wolał mnie w wydaniu "chłopczyca", bo wiecie to bezpieczniejsze

jest dla dorastającej córki i chroniącego jej przed zakusami męskiego świata, ojca.


I tak sobie weszłam w swój dojrzały świat jako "pomieszanie z poplątaniem".

Jedną nogą tu, drugą nogą tam.

Imponowałam sobie, że potrafię pomalować, wystrugać, podnieść, przenieść

urządzić, ale miałam kompleks braku kobiecości w rozumieniu bardzo

infantylnym (ubieranie, malowanie, kokietowanie).


Żyłam sobie w poglądach po środku, paradoksalnie socjalistyczna

rzeczywistość wg mnie ułatwiała życie kobietom chcącym pracować.

Żłobki, przedszkola, szkolne stołówki, kolonie, aborcja w praktyce na życzenie.

Ciąża to nie choroba.

Kobiety na traktory...

Moja "prawicowa mama" powiedziała mi, że nie wyobrażała sobie,

że nie będzie pracować, ale mi życzy żebym ja nigdy nie musiała

pracować - pomieszanie z poplątaniem.


Akurat w czasie mojego wieku "dorosłego prokreacyjnego"

świat wokół mnie zaczął się przechylać w prawo.

Zabrano kobietom prawo do aborcji, ciąża okazała się być 

stanem błogosławionym, rola żony i matki stanem coraz bardziej

propagowanym, religia weszła do szkół, a kościół umościł

się w okolicach władzy ustawodawczej i wykonawczej.

I pewnego dnia nagle było już pozamiatane, okazało się,

że kobiety znów muszą zaczynać walczyć o prawa człowieka.

Ledwo wyszły z kuchni, a tu zaganiają je z powrotem do kuchni.


O sobie mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem kobietą

domową, czy był to mój świadomy wybór?

Bardziej wybór środowiskowy i okolicznościowy.

Zaraz ktoś zapyta o szczęście? spełnienie?

Odpowiem trochę filozoficznie, żeby odczuć szczęście

trzeba zaznać nieszczęścia, żeby odczuć spełnienie, trzeba

zaznać niespełnienia itd na tym polega życie.

Jestem przeważnie szczęśliwa chociaż bywam nieszczęśliwa,

jestem przeważnie spełniona chociaż bywam niespełniona.

Popatrzcie na to zdjęcie, zatęsknicie za czymś?


Może za inną planetą, a może za....Czlowiek ciągle ma uczucie niedosytu, ciągle mu mało...


Paradoksalnie zamiast na starość dewocieć i przechylać się w stronę

prawicowych poglądów ja robię się  bardziej "siostrzana".

Dopiero w mocno średnim wieku i w miarę zmieniającego się świata

zaczynam dostrzegać "kobiecy punkt widzenia".

Może to też wynikać z tego, że na tą chwilę, górą są prawicowe elity polityczne,

a ich działalność polega przede wszystkim na ogromnej  potrzebie 

ograniczania praw kobiet i osób nieheteronormatywnych.

(Wywiad w "Wysokich Obcasach" z Klementyną Suchanow 

 między innymi o jej książce "To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści 

i nowe średniowiecze". Jutro do księgarni, muszę i chcę przeczytać ).


Jeśli się posłucha wypowiedzi naszych rodzimych politycznych prawicowców

(polityków i polityczek) to z ich ust popłyną gładkie słowa o pielęgnowaniu wartości 

rodzinnych czyli:

- Kobieta przede wszystkim prawowita żona

- Kobieta matka rodzicielka, karmicielka.

- Kobieta cierpliwa, wyrozumiała żona 

- Kobieta skromna z pozornym prawem wyboru (oczywiście kiedy już urodzi

  i odchowa).

- Kobieta w wieku starszym, oczywiście  babcia, pilnie uczęszczająca do 

   "kościółka" odpowiednio do wieku ubrana.

- Kobieta jeśli "zajdzie" traci prawa człowieka, a staje się inkubatorem.

- Kobieta nie ma prawa żądać, może tylko grzecznie prosić.

- Feministka to nie kobieta, bo kobieta nie może być wulgarna,

  byle jak ubrana, fuj taka nie "KOBIECA!".

itd.


Zamyśliłam się hmmm "czy ja jestem bardziej po tej czy po tamtej 

stronie, czy jestem bardziej "siostrzana" czy bardziej "braterska"?

Najmłodszy potomek na moje dylematy powiedział,

że "my jesteśmy takimi centrowcami".


Dobra po przemyśleniach powiem tak:

Nigdy nie czułam się ani po jednej ani po drugiej stronie,

(wynik mojego wychowania) uważam, że nie ma świata kobiet 

i świata mężczyzn.

Jest jeden wspólny świat LUDZI i jedne prawa człowieka

dla wszystkich, ale:

Oczywiście są i pewnie zawsze  będą tacy którzy dla władzy

będą manipulować społeczeństwem i napuszczać jednych na drugich,

w ostatnich latach to "prawicowi ludzie" są górą i dlatego pewnie chwilowo

moja "siostrzana strona osobowości" bierze górę nad "chłopczyca".

Nie zdążę już być jak te kobiety z "Wysokich obcasów" może w następnym

wcieleniu?

                                            Pamiętajcie "Nikt nie jest doskonały"



Taka nie wiem jaka poświąteczna Friganka.


Lecę na Kurodomę bo muszę trochę o szczepionkach.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam, przemyślę, spróbuję dopasować do swojej życiowej sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam hodowana przez dziadków, więc raczej jak "panienka z dobrego domu" ale z mottem te dwie płcie nie powinny być wrogie wobec siebie ale współpracować.Nie jestem nastawiona wrogo ani do kobiet ani do mężczyzn ale generalnie do wszystkich bezmyślnych osób obu płci.
    Miłego:)
    P.S.
    Kiedyś pewien człowiek powiedział o mnie,że jestem przekobieconym facetem, bo będąc niewątpliwie 100% babą myślę jak chłop.

    OdpowiedzUsuń