sobota, 8 października 2016

Uczuciowy zamęt głowy cz.5

Opowieść będzie w odcinkach dla potomków i potomków
potomków, ku pamięci i nauki.

"Jest jakiś tam dzień tygodnia patrzę na trójkę bawiących
się wnuków (jeden rodzony, dwójka przyszywanych).
Na jednym fotelu siedzi prababcia, która nie mówi
(od 30 lat jest po wylewie), na drugim fotelu siedzi druga prababcia,
która mówi za dużo (traci pamięć).
Ze schodów schodzi jeden potomek, drzwi się otwierają
wchodzi drugi potomek, trzeci potomek szykuje się
do pracy.
Myślę jak to się dzieje i skąd to się wzięło, że nasz dom
jakoś funkcjonuje i że jeszcze się nie pozabijaliśmy?"

To odcinek wspomnień o niepełnosprawności.
Zawsze uważałam, że łączymy się w społeczeństwo
i płacimy podatki dla bezpieczeństwa, ale też żeby dać
opiekę i szansę słabszym.
Tym którzy urodzili się "inni" fizycznie i intelektualnie,
seniorom, którzy bez pomocy społeczeństwa nie mieliby
szansy na przeżycie.
Idealistka ze mnie, ale cóż tak mam. Dlaczego?

Odkąd pamiętam,  w naszej rodzinie jest kuzyn.
Starszy ode mnie o kilka lat, niepełnosprawny
intelektualnie.
Dodam, że bardzo bliski kuzyn, syn najstarszej siostry
mojego taty.
Ciocia to była osoba - seniorka rodu, inaczej nie potrafię
jej określić, bardzo pryncypialna, bardzo wymagająca.
Nie lubiłam jej do momentu, kiedy urodziłam pierwszego
potomka i zrozumiałam.

Dobra jedna scenka z życia, która tłumaczy moją niechęć.
Mam lat ok.17 śpię rano snem sprawiedliwego i nagle,
budzi mnie krzyk.
Otwieram nieprzytomne oczy, a nad moim łóżkiem stoją
moje dwie ciocie, siostry taty i krzyczą na mnie, że
u babci Stasi na stoliku stoi nie sprzątnięty talerzyk
po kolacji....
Czy młody człowiek, który praktycznie opiekuje się
ich mamą, myje dosłownie oplutą podłogę, wynosi nocnik,
podaje jedzenie, rozmawia z lekarzem itd w głupim wieku
dojrzewania może lubić "krzyczące" ciocie.
To była jedna z licznych scenek z moim i  moich cioć udziałem.

Najstarsza siostra mojego taty nie przyszła na mój
ślub, tłumaczyła się złym samopoczuciem,
moja niechęć jeszcze bardziej wzrosła.
Dlaczego nie przyszła? Co ja takiego zrobiłam?
Teraz wiem i jest mi niewygodnie, chociaż poczucia
winy nie mam...

Ciocia Jania miała trójkę dzieci, jej najmłodszy syn
Włodek jest upośledzony intelektualnie w stopniu
średnim.
Odkąd pamiętam, On był.
W tamtych czasach  pokazywanie "chorego" dziecka nie było popularne.
Początki zmagania się z niepełnosprawnością syna
pamiętam tylko z opowiadań taty i mamy.
W mojej pamięci zostało to, że ciocia walczyła
o zdrowie syna, bo okazało się za niepełnosprawnością
intelektualną szły też bardzo poważne kłopoty ze zdrowiem.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Włodek
nie był zamykany w domu, uczestniczył we wszystkich
imprezach rodzinnych, jeździł z rodzicami na wczasy,
odwiedzał nas nad jeziorem.
Skończył szkołę specjalną i został szewcem, trochę
pracował w końcu dostał rentę.
Nie pracował, ale miał kolegów.
Bardzo lubi muzykę i lubił tańczyć.
U nas na każdej rodzinnej imprezie były tańce,
pamiętam jak uciekałam bo nie miałam już siły
do tańca z Włodkiem, on był nie zmordowany.

Na początku wymuszany szacunek, z czasem przerodził
się w autentyczną przyjaźń, do dzisiaj Włodek, który
odwiedza moją mamę pozdrawia mnie, ja jego.
Każde spotkanie z nim sprawia mi przyjemność.

Troską i zmartwieniem cioci było co będzie z Włodkiem
po jej śmierci.
Przecież on nie będzie mógł mieszkać sam.
Przez szereg lat obserwowałam, jak dziecko
specjalnej troski powoli staje się opiekunem
i podporą dla starzejących się rodziców.
Oczywiście starsze rodzeństwo pomagało,
ale to on był stałym towarzyszem rodziców
szczególnie u schyłku życia.
Robił zakupy, karmił, zapewniał towarzystwo.
Najpierw umarła ciocia.
Potem umarł wujek.
Zastanawiałam się co będzie z Włodkiem,
nic się nie stało, mieszka sam, oczywiście pod czujnym
okiem rodzeństwa, radzi sobie na ile potrafi.
Ciocia powinna być dumna ze swoich dzieci.

Dlaczego ciocia nie była na moim ślubie?
Dowiedziałam się dużo później.
Wysłałam wspólne zaproszenie na ślub dla cioci, wujka i Włodka.
Powinnam była wysłać zaproszenie dla niego osobiście.
Dla mnie było tak oczywiste, że zapraszam całą trójkę,
a dla cioci to była obraza.
Wtedy tego nie rozumiałam, zrozumiałam kiedy
urodziłam pierwszego potomka.
Zrozumiałam jak trudna jest walka o dziecko, kiedy
świat akceptuje tylko to co jest piękne, zdrowe, silne,
"normalne", doskonałe - czyli tak naprawdę pospolite.

Wtedy zrozumiałam i polubiłam ciocię.
To była prawdziwa seniorka rodu, zawsze kiedy
pojawiał się nowy potomek kogokolwiek
z licznego mojego kuzynostwa, ciocia odwiedzała
nowego członka rodziny ze stosownym prezentem.
Pamiętam jak bardzo się cieszyła, kiedy mojemu
bratu urodził się syn, bo to znaczyło, że rodowe
nazwisko nie zaginie.
Do końca życia była pryncypialna i wymagająca,
ale teraz ile razy spotykam Włodka, rozumiem
dlaczego?
Walczyła o szacunek, o godne życie dla swojego
niepełnosprawnego syna i udało się jej.

PS.
Muszę to napisać. Wiem, że moje wspominki mogą się
wydawać przesłodzonymi wspomnieniami, naiwnej pensjonarki.
Piszę o ludziach mojego dzieciństwa, większość z nich już nie żyje.
To nie byli ludzie kryształowi, mieli dobre i złe momenty w życiu.
Wolę zauważyć te dobre momenty, tego czego się od nich nauczyłam.
Staram się stosować w życiu to czego nauczyła mnie mama:
"Machnij ręką, przebacz, bo w sumie jakie to ma znaczenie,
 życie jest za krótkie, żeby się skupiać na tym co złe,
 lepiej zobaczyć w drugim człowieku coś dobrego".
Ostrzegam jednak, że stosując nauki mojej mamy trzeba mieć
bardzo twardą tylną część ciała, ale w sumie warto.

2 komentarze:

  1. DZIĘKUJĘ Ci za tego posta....
    popłakałam się...
    :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak trudno nam uwierzyć, że wszystko to co nas dotyka ma jakiś sens. Wydaje mi się, że ten sens można dostrzec dopiero z perspektywy czasu.
    Przytulam myślami.

    OdpowiedzUsuń