niedziela, 31 lipca 2016

Uczuciowy zamęt głowy cz.2

Opowieść będzie w odcinkach dla potomków i potomków
potomków, ku pamięci i nauki.

"Jest jakiś tam dzień tygodnia patrzę na trójkę bawiących
się wnuków (jeden rodzony, dwójka przyszywanych).
Na jednym fotelu siedzi prababcia, która nie mówi
(od 30 lat jest po wylewie), na drugim fotelu siedzi druga prababcia,
która mówi za dużo (traci pamięć).
Ze schodów schodzi jeden potomek, drzwi się otwierają
wchodzi drugi potomek, trzeci potomek szykuje się
do pracy.
Myślę jak to się dzieje i skąd to się wzięło, że nasz dom
jakoś funkcjonuje i że jeszcze się nie pozabijaliśmy?"

To się chyba też zaczęło w 1905 roku kiedy na świat przyszła
mama mojego taty, czyli babcia Stasia, z którą mieszkaliśmy.
To nie była łatwa babcia, ale wywarła ogromny wpływ na to
jak postrzegam świat.
Babcia Stasia była też sierotą, ale miała brata i siostrę.
To ciekawe, że obie moje babcie były sierotami.
Brat babci zmarł na tyfus w wieku 21 lat w szpitalu w Wilnie.
Babcia opowiadała, że pracowała wtedy w rodzinie żydowskiej.
Żydzi wynajmowali Polaków do pracy w szabas-czas odpoczynku,
ponieważ goje czyli nie-żydzi mogli wykonywać pracę w szabas.
Wspominała o tym że pani domu pozwoliła jej ugotować zupę
z obierek od kartofli dla brata w szpitalu.

Babcia nie wiele opowiadała o swojej wczesnej młodości.
Jej życie zaczęło się wtedy kiedy poznała swojego przyszłego męża,
dziadka Stanisława.
Stanisława i Stanisław pobrali się wbrew rodzinie dziadka.
Ten mariaż to był klasyczny mezalians.
Dziadek pochodził z rodziny gdzie na co dzień "jadło się masło".
Babcia przypominam była sierotą nie miała nic.
Dziadka nie znałam umarł krótko przed moim  urodzeniem.

Młodzi zaczęli wspólne życie, dziadek był złotą rączką,
miał warsztat rowerowy na ul.Wielkiej w Wilnie
więc rodzinie dobrze się powodziło.
Babcia urodziła trójkę dzieci, dwie córki i syna.
Kochała swoje córki - swojego syna nie lubiła.
Zastanawiam się dlaczego?
Może dlatego, że nie chciała więcej dzieci, może dlatego,
że tata nie był łatwym dzieckiem, ale przecież trudne
dzieci kocha się jeszcze bardziej.

Dziadkowie mieszkali w Wilnie do 1945 roku.
W tym roku wsiedli do bydlęcego wagonu i tym samym
transportem co rodzina mojej mamy, razem z kopią obrazu
Matki Boskiej Ostrobramskiej przyjechali do Gdańska.
Osiedlili się na najkrótszej ulicy Gdańska pod fortami
napoleońskimi w których zamieszkała rodzina mojej
mamy.

Dziadek otworzył warsztat w piwnicy pod mieszkaniem,
naprawiał rowery.
Babcia Stasia wychowywała dzieci razem z siostrą, która
zamieszkała za zasłonką w kuchni.
Lata płynęły, tata zakończył burzliwe lata młodzieńcze
i ożenił się zaistniałam ja.
Babcia Stasia była mocno niezadowolona, miała już wnuczki
od starszych córek i mocno uczestniczyła w ich wychowywaniu.
Tzn robiła pranie u córek i wspomagała je finansowo.

Kilka miesięcy przed moim urodzeniem zmarł jej mąż.
Babcia została bez środków do życia, dziadek zainwestował
jako cichy wspólnik w budowę domu na Gdańskiej starówce
niestety urząd kazał dom przestawić o kilka metrów.
Dom trzeba było rozebrać, pieniędzy nigdy nie odzyskał.
Babcia nie miała renty, zatrudniła się w zieleni miejskiej.
Przepracowała przepisowe pięć lat i dostała malutką rentę.
Babcia Stasia była bardzo otyła, schylanie się było dla niej
udręką, a tu jeszcze w domu w którym niepodzielnie
rządziła pojawiła się synowa i wnuczka.
Babcia okazała się być teściową z kawałów.

Dopóki byłam mała, babcia nie interesowała się moim istnieniem.
Biegła do córek, moi rodzice pracowali na zmiany,
więc mama karmiła mnie kładła do łóżeczka i biegła do pracy,
tata wracał po dwóch godzinach i zajmował się mną.
Jako niemowlę bywałam sama, przeżyłam.
Potem był żłobek i przedszkole, szkoła z kluczem na szyi.

Kiedy zaczęłam rozumieć świat stosunki z babcią Stasią
zaczęły się normalizować.
Ponieważ babcia miała niską rentę dorabiała sobie
zbierając makulaturę i butelki.
Miała dwukołowy wózek przedmiot westchnień wielu zbieraczy
i zabierała mnie na "łowy".
Ubierała "służbowy" fartuch brała musztardówkę i szłyśmy do parku.
Tam panowie na ławeczce kulturalnie spożywali "wino made in wino",
babcia pożyczała im szklaneczkę oni w zamian odwdzięczali się pustą
butelką.
Pomagałam układać gazety, wozić do skupu urobek.
Codziennie rano biegłam do sklepu po trzy bułeczki i buteleczkę
śmietany - to było śniadanie babci Stasi.
Dostawałam landrynkę.
Widziałam, że babcia przekupuje wnuczki od córek
prezentami mnie landrynkami.

Babcia była nieporządna to mało powiedziane, nie sprzątała,
a moja mama była pedantką - ja byłam po środku, musiałam
posprzątać po babci do godz.15, żeby mama się nie denerwowała
jak wróci z pracy.
To była szkoła - nauczyłam się organizacji pracy, mam
czas na wszystko.

Miałam 17 lat kiedy zachorowała.
Rodzice pracowali, córki pracowały, wnuczki się uczyły
to ja sprzątałam, wynosiłam nocnik, podawałam jedzenie.
Babcia Stasia miała miażdżycę i sklerozę - klasyczne objawy
złośliwość, podejrzliwość, chowanie i szukanie.
To był dla mnie trudny czas, nauka, matura, studia,
miłość - w tle Babcia Stasia.

Ktoś powie, wykorzystywanie nieletniej wnuczki.
Tak by mogło się wydawać dla patrzącego z boku.

Babcia znała trzy języki obce mówiła w jidysz, po litewsku,
po rosyjsku  i oczywiście po polsku.
Pomagała mi w nauce rosyjskiego.
Babcia lubiła czytać, pokazała mi książki.
Nauczyła mnie szyć, robić na drutach i szydełku.
Kiedy chorowałam na anemię przełamała się i przed wyjściem
do córek gotowała mi zalecaną kaszę manną i nie wyszła
dopóki nie zjadłam.

Babcia Stasia umarła w domu, na rękach nielubianego syna
z którym mieszkała do końca.

Dlaczego to piszę? Bo trudne relacje z Babcia Stasią
nauczyły mnie :
- że odrzucenie nie jest końcem świata.
- że w życiu nie zawsze jest łatwo, bywa trudno.
- że powinniśmy okazywać uczucia i troskę
  człowiekowi w potrzebie.
- że nie można być pamiętliwym.
- bywa, że w środku rośnie bunt, ale współczucie
  dla chorego powinno wziąć górę nad rozżaleniem
  z powodu tego jaki był.
- że to jaki człowiek jest często wynika z tego
  jak niełatwe miał życie.

Myślę, że to dzięki Babci Stasi dojrzałam do zmagania
się z brzydką i trudną stroną życia.
Na pogrzebie to ja nielubiana wnuczka płakałam,
bo odchodził kawałek mojego świata.
I dlatego, że myśmy się jednak lubiły.

A o tym kto miał wpływ na to, że jestem za "dobrze wychowana"
co jest moim przekleństwem i dobrodziejstwem w następnym odcinku.

cdn.

1 komentarz:

  1. Pięknie to napisałaś, ale powinnaś to potem sobie wydrukować w 3 egzemplarzach i dać każdemu z potomków.

    OdpowiedzUsuń