środa, 17 lutego 2016

Nie dać się zajeździć....

Raz na jakiś czas dopada mnie myśl, czy teoria
o człowieku asertywnym jest prawdziwa, albo inaczej
czy jest możliwa do realizacji w codziennym życiu?

(Od razu uprzedzam, trzeba uczyć mówienia "nie" w sytuacji
gdy chodzi o "zły dotyk", mobbing, przemoc fizyczną.
W tym przypadku sprawa jest jasna i oczywista).

Dobra, czytam w Wikipedii:
"Zachowanie asertywne polega na uznawaniu, że jest się tak samo ważnym,
jak inni, na reprezentowaniu własnych interesów z uwzględnieniem
interesów drugiej osoby.
Zachowanie asertywne oznacza korzystanie z osobistych praw bez naruszania
praw innych".

Pamiętam jak pewnego dnia po powrocie ze szkoły
najstarszy potomek powiedział mi, że na lekcji
wychowawczej rozmawiali na temat "asertywności'.
Kiedy zapytałam czego się dowiedział, odpowiedział.
- człowiek powinien umieć powiedzieć "nie"...
Tyle zapamiętał z lekcji.
Czy wystarczy mówić "nie" i już będę człowiekiem
asertywnym, czy jak zacznę mówić "nie" to będę
samolubem i egoistką, gdzie jest granica?

Pierwsze zdanie i już mam problem, jak uwzględnić własny interes
z uwzględnieniem interesów drugiej osoby.
Trywializując i upraszczając jak zignorować wrzeszczącego w nocy dzieciaka,
który koniecznie chce się pobawić?
Kto ma wstać padający na twarz tatuś czy padająca na twarz mamusia?
Tu jest nadzieja, że kiedyś dziecko nie będzie potrzebowało
nocnych interwencji, chociaż nie na pewno.
Co zrobić z potrzebami starzejących się rodziców?
Z powtarzającymi setny raz to samo, ale tak bardzo potrzebującymi
naszej najlepiej stałej obecności?
Tu nie ma nadziei będzie coraz gorzej bo "starość to powrót do dzieciństwa
bez nadziei".
Wreszcie co zrobić z sikającym po kątach starym kotem, psem?
Podporządkować swoje prawa dla zwierzaka?
Jak być asertywnym wg definicji i wyegzekwować swoje prawa, nie naruszając
praw innych?
Czy to w ogóle da się zrobić?
Żyjąc w rodzinie i wśród ludzi łatwo jest przekroczyć cienką granicę
pomiędzy pomocą i dobrowolnym wypełnianiem obowiązków,
a egoizmem i odwracaniem się od potrzebujących, a poczuciem
zmarnowanego życia i poczucia heroizmu ponad siły.

Wg mnie pojęcie asertywności zawęża i spłaszcza problem.
Dorosły mentalnie człowiek wyciągnie z lekcji asertywności wniosek,
że słowo "nie" nie może być używane mechanicznie i w każdej sytuacji,
i "pomoc w ramach" może dać zadowolenie, ale młody niedojrzały
usłyszy tylko to, że jego  "komfort psychiczny" jest najważniejszy
i szala przechyli się na stronę bezwzględnego egoizmu z którym
niewygodnie się żyje.

Moja asertywność polega na przestrzeganiu mojej prywatnej zasady
"nie dać się zajeździć' i nie ma to nic wspólnego z asertywnością.

Jak mówi Wspaniały, nie ma przepisu na życie, codziennie podejmujemy
decyzje dotyczące nas, naszych bliskich, czasami obcych nam ludzi.

Asertywność to nie jest cecha stała i nabyta raz na zawsze.
Szara rzeczywistość wymusi na nas działanie nie zawsze zgodne
z definicją i nasze potrzeby będą musiały ulec weryfikacji w obliczu
wyzwań stawianych nam np przez prababcie i ich codzienne
meldunki o problemach z..... tu przemilczę, tylko nie przy śniadaniu.
Myślę, że na lekcji o asertywności powinno się uczyć
tego że czasami warto podarować odrobinę osobistych praw
innej osobie, ale nie wolno dać się zajeździć i wlaśnie
określanie granicy po której jest tylko heroizm nie do zniesienia
i rezygnacja z siebie jest najtrudniejszą sztuką w życiu.


Ta pani lekcji na temat mówienia "NIE" nie przerobiła
i skutkiem może być do ośmiu lat więzienia.
Pani 56 lat, pielęgniarka wyłudziła kredyt bankowy, żeby kupić
wymarzone przez męża auto.
Auto, niezbyt ładne, ale ta nazwa.
Uwielbiam nazwę "Lamborghini Diablo", dla samej
nazwy można by się skusić.
Pani wpadła, kiedy próbowała spełnić kolejną zachciankę
samochodową męża - pan poprosił o "Ferrari" i "Bentleya".
Musi bardzo kochać bo nie umiała powiedzieć "NIE".

                       

                     

3 komentarze:

  1. asertywność to nie tylko samo czyste powiedzenie "nie"... takie "nie" często powoduje stan konfliktu, napięcie po obu stronach... aby tego uniknąć podejmujemy rodzaj współpracy z roszczącym... nie jest to jednak kompromis, bo co do głównego meritum pozostajemy przy swoim stanowisku...
    książkowy przykład: ktoś nas prosi o ustąpienie miejsca w tramwaju... odmawiamy, ale dodatkowo wskazujemy tej osobie inne wolne miejsce /jeśli takie akurat zauważymy/...
    lecz najważniejsze jest w tym wszystkim jedno... nigdzie nie jest powiedziane, że zawsze należy być asertywnym, ale tylko wtedy, gdy sytuacja na to pozwala... nadal pozostają jednak takie sytuacje, gdy proste "nie" jest opcją jedyną sensowną...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że do asertywności się dorasta. Najpierw słyszymy od rodziców, bądź grzeczny, słuchaj, zrób - robimy żeby rodzice byli zadowoleni.
    Potem w dorosłym życiu trzeba wywalczyć swoją przestrzeń, dać sobie prawo do powiedzenia "nie". To szczególnie trudne jeśli dotyczy związków rodzinnych.
    Tym bardziej, że nasi rodzice i potem my jako rodzice, mamy sztukę "szantażu emocjonalnego" opanowaną do perfekcji.
    Szantaż emocjonalny jest wpisany w stosunki rodzinne i nie jest niczym złym jeśli tylko równolegle akceptujemy prawo do słowa "nie" i żadna ze stron go nie nadużywa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w relacjach z bliskimi osobami to jest najtrudniejsze, a szczególnie z tymi najbliższymi, jak dzieci, czy partner/ka/ życiowy/a, w końcu ich korzyść jest wpisana w definicję "osoby bliskiej"... i mamy do rozwiązania pewien paradoks, gdy pojawia się konflikt interesów...

      Usuń