środa, 6 kwietnia 2016

Uff... siedzę i opadam z emocji....

Ufffff usiadłam..........ostatnie dni były trochę
zakręcone.
Zrobiło się ciepło więc wyruszyliśmy.
Najpierw popędziłam sama, za jezioro
przez las, skontrolowałam oziminę...


Ma się dobrze, przeżyła zimę.
Konie ze szkółki jeździeckiej też.

                           


Następny dzień wyprawa do........

                             


Jedzie się przez las, las jeszcze śpi tylko ptaki świergolą na potęgę.
Następny dzień to zjazd do Sopotu.

                                          


Okazało się, że ulubiony sklep Tiger otworzony, a więc "sroka" dokonała zakupu
niezbędnych ozdób na szprychy.

                                           



Wstał kolejny świt, pojechaliśmy na demonstracje KOD, pomyliliśmy
jednak miejsce zbiórki i nie dotarliśmy w odpowiednie miejsce,
ale przy okazji obejrzeliśmy "Polskę w  ruinie", czyli nowy sopocki
dworzec.

                             


Podczas wojaży uwieczniłam dwuznaczny pomnik
moich ulubionych czekoladek, których z powodu ulubienia
nie jem.

                           


Fajny napis, wolność, no nie wiem czy jak zjem czekoladkę to będę
wolna, czy przekornie czekolada mnie zniewoli i uzależni....
Wczoraj miałam dzień przedszkola więc w ramach pięknej pogody
poszliśmy z grupą młodszą do parku gdzie chłopcy przekopywali
się do Australii.


W przerwie trzeba przeczytać co tam w prasie.

                             

A na koniec dnia byłam w teatrze.
Było cudownie, magicznie. Był ten zapach, te odgłosy tupotu stóp
o deski sceny, był klimat, jestem zachwycona.
Spektakl trwał trzy godziny i to nie były godziny stracone.

                           

Kiedy się ubierałam to przypomniało mi się jak pierwszy raz wychodziłam
do teatru i mama dała mi swoje sylwestrowe buty o numer za małe.
Stwierdziła, że do teatru trzeba się odpowiednio ubrać bo to takie
małe święto - to mi zostało i z tego co widziałam innym też.
Lubię ten wzajemny szacunek jaki się wyczuwa, aktora który się stara
przekazać emocje i widowni która szanuje twórców i wykonawców spektaklu.

Uff dzisiaj siedzę i trawię emocje.
Ponieważ emocje dzielę na wewnętrzne (osobisto - rodzinne) i zewnętrzne
(światowo - polityczne) to o tych drugich na Kurodomie.....

4 komentarze:

  1. o bulwa, ale ziemniak!... znaczy, ale dworzec!... ostatnio dostałem fotki z drugą stroną Motławy... aż się nie mogę doczekać do czerwca, na kiedy to planuję przyjazd po paru latach nie bycia... ale mam niestety sygnały, że z flądrami może być nieciekawie, bo Bałtyk faktycznie jest w ruinie...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dworzec wzbudził moje mieszane uczucia, lubiłam ten stary, klimatyczny, ten nowy to szkło, beton i stal.
    Młodym się podoba, średni potomek częsty bywalec chwali, a niech mają w końcu to im będzie służył.
    Ryba jak na razie jest, jeszcze Bałtyk daje radę, ale dorsze nie zjadliwe chude, małe "skóra i ości".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. i ja do Teatru zawsze ubieram się elegancko... bo to takie małe święto jest... :) uwielbiam te klimat, zapach, szatnie, lampka wina w Teatrze zawsze smakuje zupełnie inaczej niż gdzie indziej... ło matko... nie mogę się doczekać powrotu na te salony ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to było preludium i teraz zacznie się mój "powrót na te salony".
      Pozdrawiam.

      Usuń