wtorek, 10 maja 2016

Letnie wzmożenie trwa, jeździ się...

Lato proszę państwa trwa i Friganka śmiga bez opamiętania.
Doszło do tego, że sama jeździ nad morze i wcale nie boi się
ani dzików, ani złych ludzi czających się na leśnych drogach.
Jadę przez las i śpiewam piosenkę, którą śpiewaliśmy  przed lekcjami
w szkole podstawowej, pieśń jak najbardziej patriotyczna.
     
       Chociaż każdy z nas jest młody,
       Lecz go starym wilkiem zwą,
       Strażnikami polskiej wody,
       Marynarze polscy są.

       Morze, nasze morze,
       Wiernie ciebie będziem strzec.
       Mamy rozkaz cię utrzymać
       Albo na dnie, na dnie twoim lec,
       Albo na dnie z honorem lec.

       Żadna siła, żadna burza
       Nie odbierze Gdańska nam.
       Nasza flota, choć nieduża,
       Wiernie strzeże portów bram.

Dla równowagi, przed lekcja religii w kościele recytowałam
        
        Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, 
        dodaj nam ochoty i zdolności, 
        by nasza nauka była dla nas pożytkiem 
        doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, 
        Pana naszego. Amen

Przyznam że za socjalizmu rozdział kościoła od państwa
był nie tylko na papierze.
W szkole obowiązywał patriotyzm państwowy, a w salce katechetycznej 
patriotyzm kościelny.
Teraz mamy scalenie i połączenie z czego wychodzi 
w badaniach socjologicznych uwiąd jednego i drugiego.
Młodzi ludzie porzucają ojczyznę, a kościoły pustoszeją.
Wiem upraszczam i trywializuję.

Nad morzem pięknie, ciepło na razie jeszcze pustawo.
                       
                               

Całą sobotę spędziliśmy w gronie przyjaciół, a co tam pochwalę się nie swoim,
ale ich spełnionym marzeniem o to "Szklana Góra" tak się naprawdę nazywa
to urokliwe miejsce w środku lasu, ale na tyle blisko Trójmiasta, że nie traci się
kontaktu z miastem.
                               
                                                            Dom na szczycie Szklanej Góry.

                             
                                                           Staw u stóp Szklanej Góry.
                               
                                        Psy mieszkańcy Szklanej Góry, na pierwszym planie 
                                        Maksiu, z tyłu jego dziewczyna.
                                        To chyba najszczęśliwsze psy jakie widziałam,
                                        ogromny teren do biegania i pełna poświęcenia
                                        człowiecza obsługa.
Teraz kombinuje jakimi by to drogami dojechać do Szklanej Góry 
na rowerach.

Najpierw jednak Puck, Władysławowo i Hel.
Co roku muszę być latem we "Władku" inaczej uważam, że lata 
nie było, muszę zjeść lody i odwiedzić namioty w których sprzedają
bzdury, prawie wszystkie po złotówce.
Do Pucka musimy dojechać samochodem, potem jest ścieżka
rowerowa wzdłuż morza na sam Hel.
W związku z tymi planami Wspaniały postanowił zapakować dwa nasze
rowery do samochodu, ponieważ są ciężkie na dach się nie da.
Wymyślił, że położymy je na starych drzwiach i wsuniemy do 
bagażnika.
Wow, zaczynam marudzić i mówię, o matko jedyna już widzę jak w Pucku
szarpiemy się ze starymi drzwiami.
Na co Wspaniały odpowiada, dobra kupię ci nowe drzwi i nie będzie siary.
I jak ja mam go nie podziwiać za siłę spokoju?
                                 Tak, to do tych drzwi przykręcił kółka ułożył
                                 rowery i wsunął do bagażnika, patent się sprawdził,
                                 co mi tam niech będą stare drzwi, byleby jechać.
                                  
To lato zapowiada się być latem szaleństwa i ruchu, bardzo mi tego 
potrzeba.
Przyszedł moment, a u mnie trwał on dość długo, kiedy dotarło do mnie
że etap wychowywania i niańczenia potomków się skończył.
Moi mężczyźni jasno dają do zrozumienia, że czas matkowania się skończył,
trzeba zacząć żyć inaczej i teraz właśnie teraz, zaczyna się czas dla mnie, stąd 
to wzmożenie i poranne i co by tu jeszcze i co by tu jeszcze, jeszcze przez
chwilę mogę popędzić.
Chociaż.... ta chwila może trwać jeszcze długo.
                                     

                                Ta pani skoczyła w swoje setne urodziny ze spadochronem.
                             

                                A ta pani mając 103 lata przepłynęła 1500 metrów.
Moja babcia mówiła w wieku 90 lat, wiesz to jeszcze nie ta straszna starość,
mam jeszcze trochę czasu więc pędzę.....

2 komentarze:

  1. jako, że do tej pory nie dotarłem do kina na ostatnie "Gwiezdne Wojny", zaprosił mnie kumpel na seans w domu, miał ściągnięte z neta... film, jak film, dupy nie urywa, raczej taki do obejrzenia na raz i zapomnieć, ale w międzyczasie zgadało nam się na temat: "kiedy przestałeś chodzić do kościoła i na religię?"... wyszło nam, że obaj wymiksowaliśmy się z tego tematu jakoś podobnie, zaraz po komunii...
    kamieniem milowym u mnie była sprawa świecy... takiej gromnicy, którą każdy "komunista" dzierżył podczas sesji poobiedniej... świece kupowało się w sklepiku w przedsionku kościoła, jak pamiętam, Tata zapłacił ok. 20 zł /peerelowskich/... trudno to przeliczyć na obecne, ze względu na inną strukturę cen, ale z grubsza było to tyle, co teraz... gdy padła komenda "rozejść się" siostra katechetka zarządziła, by świece położyć na ołtarz... ale ja się zbuntowałem i świecy nie oddałem... był niezły raban, mimo to postawiłem na swoim... to chyba był ten pierwszy moment, gdy załapałem, o co w tym wszystkim chodzi... a gromnica się przydała, gdy wyłączano światło /pozbawiając mnie dobranocki i skazując na czytanie przy latarce/...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam nawet maturę z religii, bo ja grzeczne dziecko byłam. Chodziłam na religię nie tylko z grzeczności, ale dlatego, że po skończeniu podstawówki była to jedyna okazja do spotkań z kolegami i koleżankami. Miałam super klasę, byliśmy mocno związani i całą starą klasą spotykaliśmy się na lekcjach religii w salce katechetycznej. Trafiło się nam bo uczył nas fajny ksiądz, który wrócił z Rzymu i był jakiś taki nieortodoksyjny.
    Matura z religii polegała na tym, że trzeba było podać dokładne dane, żeby ksiądz mógł wypisać dokumencik.
    To chyba temu księdzu zawdzięczam to, że zaczęłam inaczej myśleć o religii.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń