czwartek, 3 grudnia 2015

Szlachetne zdrowie nikt sie nie dowie...cz.2

Często w rozmowach o jedzeniu słyszę, ale ja nie mam czasu.
Nie mam czasu, żeby gotować, szybciej jest kupić gotowe, podgrzać
i zjeść.
Kiedyś patrzyłam z podziwem na parę w supermarkecie, która pchając
wózek z dzieckiem szła wzdłuż półek z zupkami chińskimi i innymi
gotowymi specjałami w torebkach i zapełniała koszyk czymś co uznaję
za jedzenie tylko w sytuacjach ekstremalnych nie ma innego jedzenia,
a zjeść człowiek musi.
Miałam ciocię która siebie i  męża karmiła  zupami w proszku.
Zmarła na cukrzycę, wujek pewnie też by zmarł na cukrzycę niestety
palił papierosy, więc załapał się na raka płuc.
Lubimy ze Wspaniałym oglądać program "Jak to jest zrobione?"
Często pokazują jak przemysłowo produkuje się jedzenie.
Zawsze odczuwam jakiś dyskomfort, kiedy oglądam jak jadą
na taśmie produkcyjnej szeregi panierowanych kotlecików,
szeregi ciasteczek, jakieś kluski.
Fajnie to wygląda, ale to jedzenie wydaje mi się odhumanizowane.
Kiedy wychodziłam za mąż nie umiałam gotować, jak każdy młody
człowiek musiałam wszystko mieć na szybko i na już.
Pierwszy poważny zakup kuchenny to był szybkowar, nawet ugotowałam
w nim parę razy, ale ja strachliwa jestem i ten gwizdek który buchał
parą i gwizdał jak najęty + moja kasandryczna wyobraźnia spowodowała
że szybkowar szybko poszedł w odstawkę.
Potem przyszła pora na mikrofalówkę.
Wszyscy dookoła mieli chwalili, zakupiliśmy.
Po kilku próbach, mikrofalówka służyła nam tylko do podgrzewania
kiełbasy i w końcu została oddana.
Wydawało mi się nienaturalne, że przygotowanie jedzenia może
trwać trzy minuty.
Piekarnik mam z termoobiegiem, ale nie używam bo mięso wysuszone,
a ciasto nie ma szans spokojnie wyrosnąć i powoli się upiec.
Jak każdy mam dni, że lubię postać w kuchni i mam dni, że mi się nie chce.
Na dni "nie chcenia" wypracowałam sobie kilka szybkich przepisów
obiadowych.
Sama o sobie mówię, że jestem mistrzem szybkich obiadów, ale mój najszybszy
obiad z "nie gotowca" zajmuje mi tak 45 minut.
Ugotowanie dobrego rosołu zajmuje 2-3 godziny, ale to nie ja gotuje to się
gotuje samo, a raczej pyrka na gazie, czy prądzie.
Dobrze upieczone mięso, piecze się w zależności od ilości 2 - 3 godziny,
ale to nie ja piekę to piecze piekarnik.
Ktoś powie kosztowne, a czy lekarz i leki nie kosztują?
Nie dziwaczę w kuchni, lubię potrawy w których nie miesza się zbyt wiele
składników.
Na co dzień jemy to co daje natura w naszej szerokości geograficznej.
Zimą jemy dużo buraków, selera, cebuli, pory, kapusty kiszonej, ogórków kiszonych, kasz.
Latem pomidory, ogórki, sałata, kalafiory dużo zieleniny żeby się najeść na całą zimę.
Całą zimę czekam na polne pomidory, bo te szklarniowe to produkt "pomidoropodobny".
Nie jest dla mnie naturalne jedzenie zimą rzodkiewki, sałaty, kalafiora tzw. nowalijek.
W dzisiejszym świecie mamy mnóstwo różnych urządzeń, które mają ułatwiać
i przyspieszać codzienne czynności, także gotowanie, a czasu jakby coraz mniej.
Wydaje mi się, że cierpliwość kuchenną nabywa się z wiekiem, a może to wprawa
w gotowaniu?
Mam nadzieję, że nie powielimy wzorców państw wysoko rozwiniętych
gdzie wrzucenie do piekarnika gotowych panierowanych kotlecików i
mrożonych frytek, polanie wszystkiego keczupem, jest nazywane gotowaniem obiadu.
To nie jest tak, że od czasu do czasu nie zjem na mieście, albo nie kupię
gotowizny.
Tylko kiedy cały dzień odbija mi się po jedzeniu na mieście stwierdzam po raz
któryś, że wolę sama ugotować, bo wtedy wiem co jem.

                         

8 komentarzy:

  1. Gdy mąż mój był w szpitalu i tak tam sobie wisiał między życiem i śmiercią, gotowałam tylko dla niego i to codziennie. A sama przez miesiąc żywiłam się zupką w proszku (grzybową) i czekoladą 80% kakao. To było jedyne co byłam w stanie zjeść. Ja jednak korzystam z termoobiegu, bo mięso piekę w żaroodpornym, zamkniętym szkle. Też wywaliłam mikrofalówkę, tylko mi miejsce zabierała.
    A wychodząc za mąż nawet nie bardzo umiałam gaz zapalić - w domu nawet nie bywałam w kuchni, miałam szlaban na kuchnię.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasie choroby i dochodzenia do zdrowia jedzenie jest szczególnie ważne, a jedzenie szpitalne? Kto jadł ten wie.
      Mikrofalówkę oddaliśmy do pracy tam się faktycznie sprawdzała do podgrzewania gotowych dań.
      Młodsi nie mają czasu, starszym samotnym się nie chce gotować.
      Jak zabieraliśmy mamę Wspaniałego do siebie to wygarnęliśmy z szafek dwie reklamówki zupek "Gorący Kubek".
      Nie mogę wytłumaczyć mojej mamie, że mogłaby sobie ugotować.
      Je obiad u mnie, albo chodzi do baru. Twierdzi, że nie umie ugotować mało.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Chyba z wiekiem zmienia się nasz sposób patrzenia na wiele spraw,również na to ,co i jak jemy.Widzę sama po sobie,kiedys jadłam z chęcią gotowe produkty,teraz patrzę na skład i wolę sama zrobic niż wziaść z półki sklepowej.Tylko szkoda,ze moje dzieci inaczej ,myślą,chociaż ostatnio zauważyłam,ze i ich poglądy na temat jedzenia równiez się zmnieniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak do gotowania się dojrzewa. Dopóki organizm młody i jakoś znosi nasze jedzeniowe szaleństwa nie zwracamy uwagi na to co i jak jemy.
      Moi starsi potomkowie są w wieku kiedy zaczynają doceniać domowe
      jedzenie. Cieszę się, że najmłodszy potomek od pewnego czasu bardzo
      świadomie je oby mu tak zostało.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Kiedy wyszłam za mąż i przyszły dzieci na świat zupełnie nie umiałam gotować:)))mieszkałam z mamą,bardzo dobrą kucharką i tak było do chwili kiedy mama ciężko zachorował.Musiałam skupić swój umysł i siły i zająć się mamą i swoją rodziną>Dzisiaj całkiem nieźle sobie radzę w kuchni:)))))Pozdrawiam serdecznie:)))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie ja jedna nie umiałam gotować. To uspakaja moje sumienie, bo próbowałam i próbuje nauczyć moich chłopaków chociaż podstaw.
      Najstarszy po ślubie sam się nauczył gotować i widzę, że sprawia mu to dużą frajdę. Średni zawsze lubił pokręcić się po kuchni.
      Najmłodszy jajecznicę ma opanowaną do perfekcji.
      Mam nadzieję, że kiedyś skorzystają z mojego zeszytu w którym spisuje nasze ulubione rodzinne przepisy.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. nie mam mikrofali... nie kupuję gotowych zup ani innych dań .. po prostu mam identyczne poglądy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając już wszystkie zdrowotne zalety domowego jedzenia, fajnie jest jak rodzina ma jakieś ulubione smaki. Lubię jak chłopaki czekają na jakąś szczególnie ulubioną potrawę, którą znają tylko z naszego domu.
      Pozdrawiam.

      Usuń