Moja prywatna "winnica" obrodziła w tym roku nad podziw.
Szczep winogron ma już prawie trzydzieści lat, rodzi co roku
sumiennie i obowiązkowo.
Z reguły zostawiam owoce dla szpaków i innych owocojadów.
Jednego roku zrobiłam sok.
W tym roku zaczęłam smęcić Wspaniałemu,
- a może zrobimy wino?
Wzrokiem łypnął i policzył:
a/ kupno baniaka - koszt.
b/ woda do mycia winogron - koszt.
c/ rurka do bąblowania - koszt.
d/ cukier - koszt.
e/ paliwo za dojazdy - koszt.
f/ moja roboczogodzina - bezcenna.
g/ kosztu korka nie doliczył.
Podsumowanie wg Wspaniałego, namęczysz się, wykosztujesz i wylejesz.
Podsumował i zadeklarował:
- To ja już pojadę do Biedronki po wino.
Mistrz celnej puenty.
Zrozumiałam, odpuszczam - rachunek ekonomiczny jest jednoznaczny.
Spróbuję zrobić trochę dżemu może się do gofrów nada?
PS
Okazuje się, że z dżemu można zrobić wino. Prawdopodobnie wino
dżemowe nie jest rewelacyjne w smaku, ale kontynuując tok myślenia
Wspaniałego, rachunek ekonomiczny wskazuje na to, żeby wykorzystać
nie zużyte dżemy.
Trzeba będzie dokonać obliczeń na kalkulatorku.
Zostaw ptakom, niech sobie pojedzą. Dżemu z winogron nie jadłam, ale piłam gazowany napój z winogron, oczywiście nie u nas.Pychota to była.
OdpowiedzUsuńAle sto lat temu robiłam wino z rodzynek, niemal Tokay wyszedł.
Miłego,;)
Skończy się na tym, że zrobię galaretkę, a reszta dla szpaków i grubodzioba.
UsuńPozdrawiam.