czwartek, 12 listopada 2015

Kwiaty z przeszłością...

Nie lubię kwiatów doniczkowych w domu w dużych ilościach.
Szeregi doniczek na parapetach mnie denerwują, wymagają
ciągłego pamiętania o podlewaniu, przesadzania.
Może dlatego, że od zawsze w domu były koty,
a koty i kwiaty nie mogą współistnieć.
Parapety to królestwo sierściuchów i nie wytłumaczysz
im, że kwiaty są niejadalne, a ziemi z doniczki wygrzebywać
nie należy bo to nieestetyczne i "obsługa" sprzątać nie będzie.
Od pół roku jestem sierotą po kotach i kwiaty mogłyby
zamieszkać w większej ilości, ale nie lubię i już.
Wyjątkiem są słownie kwiaty trzy.
Wszystkie mają historię i są w rodzinie od lat więc tak naprawdę
nie są zwykłymi kwiatami, bardziej świadkami historii.
Kiedy poznałam Wspaniałego 33 lata temu miał w kawalerskim pokoju
tzw. drzewko szczęścia. Wniósł do naszego wspólnego życia roślinę
która jest z nami do dziś.
Jest to któreś pokolenie, co parę lat biorę rozsadę i sadzę nową
roślinę, ale jest to kolejne pokolenie tego pierwszego drzewka.
                      

Druga to palma tą zobaczyłam u babci Wspaniałego i bardzo
mi się spodobała. Babcia dała nam szczepkę ze swojej rośliny
i ta jest podobnie jak drzewko szczęścia z nami już od 33 lat.
Roślina idealna, można nie podlewać miesiąc, a ona nic.
Najwyżej przestaje przyrastać, jak podlewam rośnie bujnie
jak by mówiła, Oooo przypomniałaś sobie o mnie.
                               
     

Trzecia to Juka od lat stała w łazience i marniała bo chłopaki nigdy nie pamiętali
o podlewaniu.
W tym roku "bez kocim" postawiłam ją w dużym pokoju,
a ona jakby chciała powiedzieć, nie chcę do łazienki zazieleniła się
i szaleje.
                          
I to są wszystkie kwiaty doniczkowe jakie mam w domu.
                                      Może i mało, ale ile razy spojrzę na którąś roślinę,
                                      przypominają mi "ile to już lat idziemy przez ten świat".

3 komentarze:

  1. Mam tak samo, chociaż kotów w domu nigdy nie miałam i mieć nie będę. Mam uczulenie psychiczne na koty w domu. Po prostu lubię gdy stół i wszystkie blaty należą tylko do mnie. Miałam cudownego jamniora i gdybym była młodsza to wzięłabym następnego psa, ale nie mogę ryzykować, że pies zostanie sierotą. Poza tym nie miałby z kim zostać gdy wyjeżdżamy do córki. Wprawdzie raz byliśmy z psem u niej i zwiedził z nami ćwierć Europy, ale wtedy byliśmy młodsi i...zdrowsi.
    Co do kwiatów - przymierzam się do kupienia jakiegoś filokaktusa- jak znajdę coś ciekawego w kształcie to kupię. Musi być odporny na brak wody i nieobecność właścicieli.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałam chyba wszystko, psy, koty, ptaszki, chomiki, króliczka, szczurki, rybki, świnki
    morskie. Dzieciaki chciały nie zabraniałam, ale zawsze z tyłu głowy miałam,
    że będą się opiekować trochę po dziecinnemu, a resztę będę załatwiać ja.
    Ale ja lubię zwierzęta, więc tragedii nie było.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to miałam jeszcze : chomika, ptaszki-ryżowce, rybki,żółwia stepowego, sunię, która pogryzła wszystko co tylko można + moją córkę i na koniec tego cudownego, przekochanego jamnika szorstkowłosego, za którym wciąż tęsknie i płaczę, chociaż w sierpniu minęło już 5 lat jak odszedł.
      Miłego,;)

      Usuń