wtorek, 10 listopada 2015

O jedną dziurę za daleko...

Mama mnie uczyła, żeby żyć tak co by i mnie, i innym
było miło.
Moja ulubiona sąsiadka sprzedała mieszkanie.
Mieszkaliśmy po sąsiedzku 30 lat.
Żyliśmy w zasadzie jak rodzina.
Zawsze można było się dogadać.
Pan który kupił mieszkanie zaczął remont.
Mam się za tolerancyjną osobę, ale...
Remont trwa od maja, końca nie widać.
Nowy sąsiad nie mieszka tylko remontuje, my mieszkamy.
Stukanie, pukanie jakoś wytrzymuje, wiercenia nie.
Pan wykazuje jakieś swoiste zamiłowanie do wiercenia.
Przewiercił się nawet na wylot do sąsiadów z drugiej strony.
Zastanawiamy się ze Wspaniałym ile jeszcze dziur nas czeka.
Czy nie można by w ramach reformowania wszystkiego,
wymodzić jakiegoś zarządzenia, że remont w lokalu
mieszkalnym może trwać jakiś określony czas?
Wiem, wiem wolność obywatelska i "wolnoć Tomku
w swoim domku".
Godzę się z tym bo co mam zrobić, pan miły i uprzejmy.
Pan sąsiad jeszcze nie mieszka, ale parapetówka już była,
okazało się, że to miłośnik muzyki techno.
Młody jest siły ma, techno trwało do 7 rano.
Obawiam się, że jak skończy wiercić czeka nas bum, bum.
Staram się nie uprzedzać, ale po każdym brrrrrrum, moja
tolerancja maleje.
Marudzę i się czepiam, ale mama mnie uczyła....

               

                Tak sobie myślę, że moja łazienka ma już parę lat i może czas zmienić kafelki?

2 komentarze:

  1. Jest taki kraj, całkiem niedaleko, w którym prowadzenie prac remontowych odbywa się tylko w określonych godzinach a nie od 7 rano do 23,30. Niestety u nas w tej materii króluje "wolna amerykanka". Jeden z sąsiadów robił sobie remoncik przez 8 miesięcy, a robił to w godz. 17,00- 23,00, a tych co zgłaszali pretensje nieomal zrzucał ze schodów. A gdy był u mnie remont to gigant hałas trwał tylko jeden dzień, bo chłopcy mieli trudności w rozebraniu starego murowanego brodzika- w końcu musieli wspomóc się ciężkim sprzętem, takim do prucia betonowych podłoży. Całą instalację elektryczną kładli w listwach podłogowych lub w listwach pod sufitem, ale to były małe odcinki i są niemal niewidoczne.Remont trwał w sumie 7 tygodni, ale nikt z sąsiadów nie narzekał, nawet się dziwili, że tak cicho to wszystko się odbywa i że klatka schodowa codziennie jest czysta a na gruz i inne odpadki mamy specjalny kontener, który
    potem odholował jego właściciel. Ale jedno jest pewne- to był ostatni remont w moim życiu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pretensji o sam remont tylko o brak pomyślunku, przecież można sobie
    zaplanować i wywiercić dziury za jednym zamachem, a nie dziubnąć tu a potem
    tam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń