piątek, 27 listopada 2015

Kwiaty we włosach...

Mój średni potomek potrafi sprowadzić mnie na ziemię,
zdyscyplinować i zmusić do refleksji.
Wychowywałam się w dużej rodzinie, mieszkaliśmy z mamą taty.
Moja mama i tata urodzili się w Wilnie.
To ważne bo patrząc z perspektywy miało to na mnie duży wpływ.
Mówi się o słowiańskiej duszy, nieokreślonej tęsknocie, szerokim geście
i tragizowaniu.
Ja tak mam. Szczególnie jeśli chodzi o tragizowanie.
Rodzice pracowali, ja wychowywałam się w okolicach babć.
Obie babcie w wieku 50 lat zostały wdowami i ich życie w zasadzie
polegało na czekaniu końca.
W moich oczach cały czas były stare, nosiły chustki na głowie, długie
spódnice, biegały do kościoła i czekały na koniec.
Z babciami się nie rozmawiało z babciami się wspominało.
To było to pokolenie które w wieku 40 lat było już stare.
Obie dzielne w swoim życiu nad wyraz, ale nie nadawały się do
wychowywania wnuczki.
Tak sobie żyłam w cieniu śmierci, przemijania i odchodzenia całe swoje
młodzieńcze życie.
Potem wyszłam z domu, zaczęłam dorosłe życie i... moi rodzice zaczęli
mówić o pustce, przemijaniu i odchodzeniu.
Odchowałam dzieci do mojego domu trafiła mama Wspaniałego i moja
mama dochodząco.
I co?
I znowu żyję w atmosferze śmierci, przemijania i odchodzenia.
I co? I ja też, zaczęłam się poddawać.
Patrząc i słuchając zaczynam coraz częściej myśleć i mówić o przemijaniu,
odchodzeniu i o tym, że sobie w "łeb strzelę" jak będę taka jak moje podopieczne.
Jojczę opowiadam głupoty i wtedy mój średni potomek sprowadza mnie na ziemię.
Mówi, że on ma dość słuchania o odchodzeniu, przemijaniu i starości.
Jak zrozumiałam jest młody i chce mieć młodą matkę.
Ma rację, trochę mnie otrzeźwił i postawił do pionu, bo tak naprawdę jak spojrzę
obiektywnie to ja się staram nad wyraz.
Czytam, uczę się, zakładam dżinsy (co wg opinii mojej mamy nie przystoi w moim wieku).
Wsiadłam na rower, nie rezygnuję z długich włosów (nacisk mojej mamy na krótką
fryzurkę, bo w twoim wieku nie wypada...), zachwycam się światem, jestem zakochana i
jeszcze ciągle noszę "kwiaty we włosach".
Chcę i będę pierwszym pokoleniem w mojej rodzinie, które nie będzie mówić:
"No wiesz, ale w twoim wieku to nie wypada" i jeszcze jak ciągle powtarzał mój tata
"Czas pakować walizki".
Dzięki średni i proszę o jeszcze.
                                      

2 komentarze:

  1. Mnie od 4 roku życia wychowywali dziadkowie. Babcia rodem ze Lwowa, dziadek z innego świata, bo z Poznania. W II połowie lat dwudziestych ub. stulecia osiedli w Warszawie. Nie byłam rozpieszczana, odpowiadano na wszystkie moje pytania, wychowano mnie w duchu tolerancji, traktowano mnie zawsze b. poważnie i rozmawiano na wszystkie tematy, oprócz finansowych. Gdy mnie wzięli to babcia miała 52 lata, dziadek 57. Mówiłam na nich "mama, tata".
    Od zawsze uczono mnie, że śmierć jest tak samo naturalna jak narodziny, że jeśli odchodzą z tego świata wpierw starsi, potem młodsi, to nie jest to powód do rozpaczy, powodem jest to, gdy odchodzi dziecko. Nauczono mnie, że wszystko przemija i że to naturalne i w sumie dobre- bo przemija nie tylko to co lubimy ale i to, co złe.
    Od chwili opuszczenia przeze mnie domu nigdy nie usłyszałam żadnej uwagi na temat mojego stroju czy też postępowania- stałam się pełnoprawnym, osobnym bytem.
    Tę samą zasadę zastosowałam w stosunku do swej córki - chociaż nie wszystko mi się podoba, nigdy nie wypowiadam się, jeśli mnie o to nie spyta.
    Bo każdy z nas ma prawo do popełniania własnych błędów.
    W ub. roku obchodziłam 50-lecie swego ślubu, chodzę tylko i wyłącznie w spodniach, najczęściej w dżinsach, siwiznę likwiduję regularnie.
    Od pewnego czasu staram się, by jak najwięcej spraw było uporządkowanych, bo przecież w każdej chwili możemy się znalezć po drugiej stronie. Ale nie smuci mnie to, nie powoduje "czarnych" myśli. Po prostu sobie spokojnie żyję.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie jest trochę inaczej, bo moja mama (kochana, mądra i dobra) ma jedną cechę, która zawsze mnie wkurzała. Moja mama uważa, że kobieta musi się
    opiekować i poświęcać, i jeszcze, że kobiecie/dziewczynce nie wypada, a chłopakowi i owszem.
    "Nie wypada" pokonałam, ale nie opiekować się nie potrafię, jak na razie nie jest to wielki problem. Będzie gorzej jak moja mama trafi do mnie, dwie prababcie 24 godziny na dobę to może być ponad siły, ale na razie staram się o tym nie myśleć.
    Gratuluje Wam rocznicy ślubu i życzę więcej, więcej i więcej...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń